wtorek, 24 listopada 2015

Denko PAŹDZIERNIK 2015 ;-))))

Cześć !!!! Cześć !!!!

   Oj nie było mnie tutaj  ooooooooooo , tak długo ;-))) Nie trzeba być Sherlockiem żeby to zauważyć ;-) Pochłonęło mnie, a co?????

 ŻYCIE ;-)))) 

Nowe miejsce, nowi ludzie. Ważne decyzje itd.itd. Samo życie. Trochę, muszę przyznać, brakowało mi tego pisania. Nie powiem, to wciąga ;-))) Teraz z nowymi nadziejami, nową energią ruszam na przód ;-))) Co przyniesie nowy dzień nie wiem, ale ta nie wiadoma jest bardziej ekscytująca niż to co miało miejsce do tej pory. 

   No, ale do sedna. Po tym psychologiczno wylewnym wstępie wracam do zasadniczej treści. Przez te kolejne miesiące zdenkowała się masa rzeczy. I teraz gdybym chciała to nadrobić to wpadłabym w jakąś niekończącą się spirale i pewnie dostałabym obłędu. Dlatego to co było pozostawiam za sobą. Większość z tych rzeczy powtarza się do tej pory więc i tak o nich napiszę. A jeśli czegoś nie wymienię to po prostu nie było tego warte, bo nie przykuło na tyle silnie mojej uwagi lub nie spodobało mi się ono na tyle bym jeszcze raz po nie sięgnęła z drogeryjnej pułki ;-))) 


Jak widzicie koszyk znowu pełen, więc żeby nie przedłużać ruszamy z tym koksem ;-))))
Na pierwszy ogień idą produkty do paznokci ;-)))


   Czy Wam też idzie tak powolnie zużywanie kosmetyków do paznokci. Lakiery wydają się nie mieć dna ;-))) W zasadzie jedynym produktem ciągle dokupywanym są zmywacze do lakierów. Ja będąc kiedyś w Sephora natrafiłam na wyprzedażową ofertę tego Nail Patch samoprzylepnego lakieru. Cena regularna to 29 zł ale szczerze mówiąc jak na eksperymentalny zakup to bym się na niego nie zdecydowała. Po przecenie kosztowały ok. 9 zł o ile dobrze pamiętam. Więc postanowiłam spróbować. Wzorów mamy co nie miara. Kolory, różne tekstury lakieru. Ja wybrałam bezpieczny, klasyczny french manucure o lekko różowym  zabarwieniu. Nie miałam większych problemów z jego wykonaniem, choć pewnie na dłuższych paznokciach było by to o wiele łatwiejsze i szybsze. Efekt końcowy był zadowalający. Chociaż na pewno nie wykrzyknęłam WOW EKSTRA ;-) Problem zaczął się z późniejszym noszeniem. Lakier może nie dokładnie przyległ do płytki i po brzegach lub końcach paznokci zaczął się odklejać, podważać i wydawało się, że to już koniec. Ryzyk fizyk - pomyślałam i w celu uratowania tego mojego dzieła pociągnęłam go bezbarwnym lakierem utwardzającym ;-)))) I wszystko zaczęło grać jak należy. Generalnie jestem zadowolona, ale to nie jest coś bez czego nie mogłabym się obyć ;-))) Więc nie kupię powtórnie, na pewno ;-))) Ocena: 5/10 ;-)


   Już tego nie zobaczycie, ale jakieś dwa, trzy miesiące temu zrobiłam radykalny przegląd próbek. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że większość z tych saszetek miały daty już grubo po terminie ważności lub kompletnie nie pasowały do mojego typu cery. Dlatego teraz przyjęłam system sprawdzania co przyjmuje jako gratis. Proszę raczej o konkretny produkt do wypróbowania lub coś podobnego. I powiem Wam, że to działa. Niepotrzebne próbki nie zawalają mi już szuflad w łazience ;-))) W zasadzie to mieszczą się spokojnie w jednym słoju ;-))) Ja wiem co mam i co na pewno wykorzystam ;-))) Wśród takich próbek znalazły się między innymi te ;-))) Na szczególną moją uwagę zasłużyła ZIAJA  Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom - ufffff ale długa nazwa ;-)) Można powiedzieć, że jest to przyjaźń od pierwszego użycia ;-))) Nie miłość, bo na to za wcześnie  ;-)))) Ale z każdym kolejnym użyciem przekonuje się, że to jest to. Pastę stosowałam na trzy sposoby. Jako peeling, bo zawiera granulki dość duże, ale w rozsądnej ilości. Jako podstawowy preparat do oczyszczania twarzy z rana. Bardzo świeży od razu przyjemnie rozbudza. I ostatni sposób to maseczka. Grubszą warstwą pozostawiona na 10-15 minut jako maseczka. W każdej z tych form sprawdza się bardzo dobrze, więc od razu wędruje do pudełka "co kupić ponownie" ;-)))Ocena:10/10
   Takie samo pozytywne wrażenie pozostał po próbkach INGLOT Mattifying Under Makeup Base. Po naszemu baza matująca. Bardzo fajnie wygładza skórę, jak to baza ;-))) i faktycznie matuje na kilka godzin skórę. Mam wrażenie, że jej nie obciążała dodatkowo. Ale dwie próby to trochę za mało żeby ostatecznie stwierdzić, czy nie będzie przesuszać skóry na dłuższą metę. Dlatego też ląduje do pudełka "co kupić ponownie" ;-))) Ocena: 9/10
   Pozostałe rzeczy nie wywarły tak dobrego wrażenia żebym uważała za konieczne wypowiadanie się na ich temat. Nie były złe ale już wiem że nie sięgnę po nie ponownie ;-)))


   Za to w kategorii pielęgnacji twarzy wszystko zasługuje na uwagę i też wszystko kupiłabym ponownie ;-))) Ale po kolei ;-) Oczyszczające plastry na nos testuje już od pół roku. Po tym czasie mogę już powiedzieć, że dla mnie najlepsze są te z PUREDERM seria Botanical Choice. Plastry faktycznie mocno przylegają po zaschnięciu do skóry i po zdjęciu można z "przerażeniem" stwierdzić co siedzi w porach. Przy systematycznym  stosowaniu zmniejszyć widoczność porów i wygładzić skórę w tych miejscach. Ja stosuję je nie tylko na nos ;-))) Czasem też na czoło lub brodę świetnie się sprawdzają. Jedyną ich wadą jest dla mnie ich ilość ;-))) Zdecydowanie 6 sztuk w opakowaniu to za mało :-(((
   Kolejne serum na prawdę mnie pozytywnie zaskoczyło ;-)))) Mowa o OLIVOLIO Anti-aging Firming Serum. Do tej pory serie na bazie oliwy z oliwek omijałam szerszym łukiem. Bałam się przetłuszczania skóry i słabego wchłaniania przy moim typie skóry ;-)))Ale te obawy były zupełnie nieuzasadnione. Serum okazało się kompletnie nietłuste, świetnie się wchłaniało. Do tego stopnia, że zaczęłam je stosować jako bazę pod makijaż. Nie było problemu z jego utrzymaniem się w ciągu dnia, bo współgrało z większością moich podkładów, które w tym czasie używałam. Więc same zalety, bo i pielęgnacja zapewniona, i podstawa makijażu solidna ;-))) Etykietka już jest w pudełku "co kupić ponownie" a butelka z pompką trafiła do torby z opakowaniami do powtórnego użycia ;-)))) więc przyjemność i ekologia w jednym ;-))))Ocena:10/10
   Podobne wrażenie miałam podczas stosowania ZIAJA BIAŁA HERBATA Krem Bionawilżający do cery Tłustej i mieszanej okazał się świetnym lekkim sposobem na nawilżenie skóry przed nałożeniem makijażu. Nie pozostawiał żadnego tłustego filmu na skórze. Wchłaniał się całkowicie pozostawiając skórę gładką i przyjemnie miękką, gotową do nałożenia podkładu. Nie było problemu w późniejszych godzinach z przetłuszczaniem się skóry z uwagi na lekko matujące działanie, a skóra nie przesuszała się przy ciągłym jego stosowaniu, jak to czasem mam miejsce z kremami matującymi. Pewnie wrócę do niego, bo za niewielkie pieniądze dostajemy na prawdę świetny krem. ;-))))Ocena:10/10
   Teraz kolej na oczyszczanie skóry twarzy ;-)))) a tu mamy dwa fajne produkty. BEBEAUTY Płyn micelarny, tak tak to ten z Biedronki. Napisano i powiedziano już o nim wszystko, więc nie widzę sensu tutaj tego powielać. Ale za to zaznacze co ja zauważyłam. Sprawdził się u mnie jako płyn do przemywania twarzy, odświeżenia porannego. Ewentualnie przy mocniejszym makijażu do wstępnego ściągnięcia produktów. Niestety, albo i stety nie sprawdził się do demakijażu oczu. Ja stosuje głównie tusze wodoodporne z którymi kompletnie sobie nie radził, ale nie szkodzi bo tu mam już od dawna sprawdzone płyny dwufazowe. Jedyna rzecz która mnie irytowała to, że pienił się na waciku i na twarzy. Podobnie się działo z płynami firmy Ziaja. Nie przepadam za tym, ale to w zasadzie jedyna rzecz do której mogłabym się przyczepić. Jednak za tą cenę to na prawdę bardzo fajny produkt ;-))) Pewnie kiedyś do niego wrócę ;-))))Ocena:8/10
   Natomiast LUMENE Anti Shine Toner to zdecydowanie przypadkowy zakup, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Bardzo przyjemny, odprężający zapach, trochę przypominający ogórki, może trochę cytrusów. Przede wszystkim jednak to zawartość kwasu salicylowego okazała się zbawienna. Stosowałam go tylko na wieczór po dokładnym oczyszczeniu skóry jako typowy tonik. Zauważyłam, że przy takim jego zastosowaniu praktycznie zniwelowałam powstawanie niechcianych wyprysków, nawet w okresach wzmożonej aktywności hormonów ;-))) Podobnie działał na mnie tonik z Clinica zawierający ten kwas. A na pewno LUMENE ma bardziej korzystną cenę ;-)))) Kiedyś wrócimy do siebie ;-))) Ocena:10/10


   Następnie pod ocenę poddaję kosmetyki oczyszczające ciało. Jak widzicie nawet sporo jest ich tym razem. Na uwagę szczególnie zasługuje tutaj firma ZIAJA w której asortymencie wreszcie doczekałam się mniejszych opakowań podróżnych. Ziaja ma  bardzo fajne produkty przy rozsądnej cenie, zachowując przy tym bardzo dobrą jakość. Brakowało mi jednak czegoś mniejszego, takiego właśnie na podróż, czy chociażby na wyjście na basen. Duże pojemności 400 lub 500 ml żelu pod prysznic sprawdzają się, ale w domu. A są bardzo nieporęczne i ciężkie jeśli mamy się z nimi zapakować do torby lub walizki. Od tych wakacji pojawiły się miniatury. Możemy wśród nich znaleźć: płyn micelarny, płyn do higieny intymnej i oczywiście żele, szampony do mycia. Ja wybrałam ZIAJA Kremowe Mydło z Kaszmirem. Nie miałam go jeszcze więc tym chętniej je wypróbowałam. Sprawdziło się jak zawsze. Opakowania zostawiłam i przelewam sobie do nich żele pod prysznic i szampony do kosmetyczki w moim zestawie basenowym ;-))) Duże brawa za pomysł. Ocena: 10/10 
   Innym produktem, który jednak do końca nie spełnił moich oczekiwań było ZIAJA Mydło do rąk w żelu moja wersja była o zapachu Tamaryndowiec z zieloną Pomarańczą ;-))) O ile zapach jest świetny i bardzo bym chciała coś innego, może balsam albo żel pod prysznic o takim zapachu. Tak forma żelu już nie była tak zachwycająca. Zdecydowanie wolę wersję kremowego mydła do rąk które również są dostępne w tej linii. Po prostu mniej przesuszają skórę na dłuższą metę. Dlatego wiem, że już do niego nie wrócę. Opakowanie dzięki odklejanej etykiecie już zagospodarowałam na inny produkt. Honorowe punkty za opakowanie i zapach ;-)) Ocena:2/10
   Pozostałe rzeczy to już tradycja więc nie będę nad nimi się rozpisywać. Nie mam do nich większych zastrzeżeń. Mydła w kostce już opisywałam nie raz. To co mają robić i do czego zostały stworzone to robią ;-))) Ale szału nie ma wiec pozostawiam Was tylko z informacją, że one w ogóle były. 


   Na koniec pozostawiłam sobie temat włosów ;-))) O suchym szamponie BATISTE Medium & Brunette colour pisałam już nie raz. I pewnie też pojawi się wielokrotnie w takim zestawieniu. Już do mnie jedzie kolejne opakowanie. W dalszym ciągu zamawiam go przez internet. Fakt pojawił się już w drogeriach stacjonarnych ale cena jest większa więc pozostanę na razie przy tej metodzie zdobycia go. Dalej się sprawdza u mnie i o dziwo mój skalp nie buntuje się po jego zastosowaniu ;-)))) Ocena:10/10 niezmiennie ;-)
   Kolejna rzecz to moje odkrycie. MARION Eliksir Prostujący Włosy. Ta niewielka buteleczka kryje w sobie na prawdę świetny produkt. Po jego nałożeniu i przy użyciu zwykłej szczotki i suszarki jesteśmy w stanie uzyskać proste, gładkie włosy jak z salonu bez konieczności palenia ich żelazkiem ;-))) Już mam w użyciu drugie opakowanie. Zmieniła się trochę szata graficzna, ale na szczęście właściwości pozostały. Przyjemny zapach dodatkowo umila cały zabieg ;-))) Opakowanie możemy poddać też kolejnemu recyklingowi i napełnić dowolnym kosmetykiem, do mojego trafią olejki do włosów. Ocena:10/10 Zdecydowanie ;-)))
   Z firmy Marion pochodzi również Maseczka z Olejkiem Arganowym. Taka saszetka ma wystarczyć na dwa użycia i to prawda, nawet na moich włosach średniej długości tak było. Jednak po pierwszej saszetce nie widziałam jakichś spektakularnych efektów. Dlatego kolejne już używałam w wersji wzbogaconej o olejki, kw. hialuronowy itp. Więc tutaj nie mogę jakoś specjalnie popadać w zachwyt, bo to nie jej zasługa. Świetny pomysł na wyjazdy, do kosmetyczki i szybką regenerację włosów pod prysznicem. Saszetka ma też praktyczny dozownik z zatyczką. Łatwo i szybko nabieramy taką ilość maski jaka jest nam potrzebna. Ocena:5/10
   Natomiast lepiej sprawdziła się ZIAJA Maska intensywne wygładzanie. Włosy po niej były tak miękkie i jedwabiste, że bez obaw mogłam je rozczesać gęstym grzebieniem lub szczotką. A to nie zdarza mi się zbyt często ;-)))) Zapach był dla mnie trochę zbyt mocny ale nie utrzymywał się na szczęście na włosach zbyt długo. Zastanawiam się nad jej ponownym kupnem, ale może tym razem w komplecie z szamponem z tej serii. Pożyjemy zobaczymy ;-))) Ocena:9/10

I tak doszliśmy do końca ;-))))
Jeśli mieliście którąś z tych rzeczy to podzielcie się opinią na jej temat w komentarzach:-))
A może macie na nie jakieś inne, ciekawe, swoje patenty ;-)))
Zapraszam do dyskusji ;-)))


Pozdrawiam
Miłego dnia ;-)))
k.smazik ;-)







Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...