wtorek, 24 listopada 2015

Denko PAŹDZIERNIK 2015 ;-))))

Cześć !!!! Cześć !!!!

   Oj nie było mnie tutaj  ooooooooooo , tak długo ;-))) Nie trzeba być Sherlockiem żeby to zauważyć ;-) Pochłonęło mnie, a co?????

 ŻYCIE ;-)))) 

Nowe miejsce, nowi ludzie. Ważne decyzje itd.itd. Samo życie. Trochę, muszę przyznać, brakowało mi tego pisania. Nie powiem, to wciąga ;-))) Teraz z nowymi nadziejami, nową energią ruszam na przód ;-))) Co przyniesie nowy dzień nie wiem, ale ta nie wiadoma jest bardziej ekscytująca niż to co miało miejsce do tej pory. 

   No, ale do sedna. Po tym psychologiczno wylewnym wstępie wracam do zasadniczej treści. Przez te kolejne miesiące zdenkowała się masa rzeczy. I teraz gdybym chciała to nadrobić to wpadłabym w jakąś niekończącą się spirale i pewnie dostałabym obłędu. Dlatego to co było pozostawiam za sobą. Większość z tych rzeczy powtarza się do tej pory więc i tak o nich napiszę. A jeśli czegoś nie wymienię to po prostu nie było tego warte, bo nie przykuło na tyle silnie mojej uwagi lub nie spodobało mi się ono na tyle bym jeszcze raz po nie sięgnęła z drogeryjnej pułki ;-))) 


Jak widzicie koszyk znowu pełen, więc żeby nie przedłużać ruszamy z tym koksem ;-))))
Na pierwszy ogień idą produkty do paznokci ;-)))


   Czy Wam też idzie tak powolnie zużywanie kosmetyków do paznokci. Lakiery wydają się nie mieć dna ;-))) W zasadzie jedynym produktem ciągle dokupywanym są zmywacze do lakierów. Ja będąc kiedyś w Sephora natrafiłam na wyprzedażową ofertę tego Nail Patch samoprzylepnego lakieru. Cena regularna to 29 zł ale szczerze mówiąc jak na eksperymentalny zakup to bym się na niego nie zdecydowała. Po przecenie kosztowały ok. 9 zł o ile dobrze pamiętam. Więc postanowiłam spróbować. Wzorów mamy co nie miara. Kolory, różne tekstury lakieru. Ja wybrałam bezpieczny, klasyczny french manucure o lekko różowym  zabarwieniu. Nie miałam większych problemów z jego wykonaniem, choć pewnie na dłuższych paznokciach było by to o wiele łatwiejsze i szybsze. Efekt końcowy był zadowalający. Chociaż na pewno nie wykrzyknęłam WOW EKSTRA ;-) Problem zaczął się z późniejszym noszeniem. Lakier może nie dokładnie przyległ do płytki i po brzegach lub końcach paznokci zaczął się odklejać, podważać i wydawało się, że to już koniec. Ryzyk fizyk - pomyślałam i w celu uratowania tego mojego dzieła pociągnęłam go bezbarwnym lakierem utwardzającym ;-)))) I wszystko zaczęło grać jak należy. Generalnie jestem zadowolona, ale to nie jest coś bez czego nie mogłabym się obyć ;-))) Więc nie kupię powtórnie, na pewno ;-))) Ocena: 5/10 ;-)


   Już tego nie zobaczycie, ale jakieś dwa, trzy miesiące temu zrobiłam radykalny przegląd próbek. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że większość z tych saszetek miały daty już grubo po terminie ważności lub kompletnie nie pasowały do mojego typu cery. Dlatego teraz przyjęłam system sprawdzania co przyjmuje jako gratis. Proszę raczej o konkretny produkt do wypróbowania lub coś podobnego. I powiem Wam, że to działa. Niepotrzebne próbki nie zawalają mi już szuflad w łazience ;-))) W zasadzie to mieszczą się spokojnie w jednym słoju ;-))) Ja wiem co mam i co na pewno wykorzystam ;-))) Wśród takich próbek znalazły się między innymi te ;-))) Na szczególną moją uwagę zasłużyła ZIAJA  Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom - ufffff ale długa nazwa ;-)) Można powiedzieć, że jest to przyjaźń od pierwszego użycia ;-))) Nie miłość, bo na to za wcześnie  ;-)))) Ale z każdym kolejnym użyciem przekonuje się, że to jest to. Pastę stosowałam na trzy sposoby. Jako peeling, bo zawiera granulki dość duże, ale w rozsądnej ilości. Jako podstawowy preparat do oczyszczania twarzy z rana. Bardzo świeży od razu przyjemnie rozbudza. I ostatni sposób to maseczka. Grubszą warstwą pozostawiona na 10-15 minut jako maseczka. W każdej z tych form sprawdza się bardzo dobrze, więc od razu wędruje do pudełka "co kupić ponownie" ;-)))Ocena:10/10
   Takie samo pozytywne wrażenie pozostał po próbkach INGLOT Mattifying Under Makeup Base. Po naszemu baza matująca. Bardzo fajnie wygładza skórę, jak to baza ;-))) i faktycznie matuje na kilka godzin skórę. Mam wrażenie, że jej nie obciążała dodatkowo. Ale dwie próby to trochę za mało żeby ostatecznie stwierdzić, czy nie będzie przesuszać skóry na dłuższą metę. Dlatego też ląduje do pudełka "co kupić ponownie" ;-))) Ocena: 9/10
   Pozostałe rzeczy nie wywarły tak dobrego wrażenia żebym uważała za konieczne wypowiadanie się na ich temat. Nie były złe ale już wiem że nie sięgnę po nie ponownie ;-)))


   Za to w kategorii pielęgnacji twarzy wszystko zasługuje na uwagę i też wszystko kupiłabym ponownie ;-))) Ale po kolei ;-) Oczyszczające plastry na nos testuje już od pół roku. Po tym czasie mogę już powiedzieć, że dla mnie najlepsze są te z PUREDERM seria Botanical Choice. Plastry faktycznie mocno przylegają po zaschnięciu do skóry i po zdjęciu można z "przerażeniem" stwierdzić co siedzi w porach. Przy systematycznym  stosowaniu zmniejszyć widoczność porów i wygładzić skórę w tych miejscach. Ja stosuję je nie tylko na nos ;-))) Czasem też na czoło lub brodę świetnie się sprawdzają. Jedyną ich wadą jest dla mnie ich ilość ;-))) Zdecydowanie 6 sztuk w opakowaniu to za mało :-(((
   Kolejne serum na prawdę mnie pozytywnie zaskoczyło ;-)))) Mowa o OLIVOLIO Anti-aging Firming Serum. Do tej pory serie na bazie oliwy z oliwek omijałam szerszym łukiem. Bałam się przetłuszczania skóry i słabego wchłaniania przy moim typie skóry ;-)))Ale te obawy były zupełnie nieuzasadnione. Serum okazało się kompletnie nietłuste, świetnie się wchłaniało. Do tego stopnia, że zaczęłam je stosować jako bazę pod makijaż. Nie było problemu z jego utrzymaniem się w ciągu dnia, bo współgrało z większością moich podkładów, które w tym czasie używałam. Więc same zalety, bo i pielęgnacja zapewniona, i podstawa makijażu solidna ;-))) Etykietka już jest w pudełku "co kupić ponownie" a butelka z pompką trafiła do torby z opakowaniami do powtórnego użycia ;-)))) więc przyjemność i ekologia w jednym ;-))))Ocena:10/10
   Podobne wrażenie miałam podczas stosowania ZIAJA BIAŁA HERBATA Krem Bionawilżający do cery Tłustej i mieszanej okazał się świetnym lekkim sposobem na nawilżenie skóry przed nałożeniem makijażu. Nie pozostawiał żadnego tłustego filmu na skórze. Wchłaniał się całkowicie pozostawiając skórę gładką i przyjemnie miękką, gotową do nałożenia podkładu. Nie było problemu w późniejszych godzinach z przetłuszczaniem się skóry z uwagi na lekko matujące działanie, a skóra nie przesuszała się przy ciągłym jego stosowaniu, jak to czasem mam miejsce z kremami matującymi. Pewnie wrócę do niego, bo za niewielkie pieniądze dostajemy na prawdę świetny krem. ;-))))Ocena:10/10
   Teraz kolej na oczyszczanie skóry twarzy ;-)))) a tu mamy dwa fajne produkty. BEBEAUTY Płyn micelarny, tak tak to ten z Biedronki. Napisano i powiedziano już o nim wszystko, więc nie widzę sensu tutaj tego powielać. Ale za to zaznacze co ja zauważyłam. Sprawdził się u mnie jako płyn do przemywania twarzy, odświeżenia porannego. Ewentualnie przy mocniejszym makijażu do wstępnego ściągnięcia produktów. Niestety, albo i stety nie sprawdził się do demakijażu oczu. Ja stosuje głównie tusze wodoodporne z którymi kompletnie sobie nie radził, ale nie szkodzi bo tu mam już od dawna sprawdzone płyny dwufazowe. Jedyna rzecz która mnie irytowała to, że pienił się na waciku i na twarzy. Podobnie się działo z płynami firmy Ziaja. Nie przepadam za tym, ale to w zasadzie jedyna rzecz do której mogłabym się przyczepić. Jednak za tą cenę to na prawdę bardzo fajny produkt ;-))) Pewnie kiedyś do niego wrócę ;-))))Ocena:8/10
   Natomiast LUMENE Anti Shine Toner to zdecydowanie przypadkowy zakup, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Bardzo przyjemny, odprężający zapach, trochę przypominający ogórki, może trochę cytrusów. Przede wszystkim jednak to zawartość kwasu salicylowego okazała się zbawienna. Stosowałam go tylko na wieczór po dokładnym oczyszczeniu skóry jako typowy tonik. Zauważyłam, że przy takim jego zastosowaniu praktycznie zniwelowałam powstawanie niechcianych wyprysków, nawet w okresach wzmożonej aktywności hormonów ;-))) Podobnie działał na mnie tonik z Clinica zawierający ten kwas. A na pewno LUMENE ma bardziej korzystną cenę ;-)))) Kiedyś wrócimy do siebie ;-))) Ocena:10/10


   Następnie pod ocenę poddaję kosmetyki oczyszczające ciało. Jak widzicie nawet sporo jest ich tym razem. Na uwagę szczególnie zasługuje tutaj firma ZIAJA w której asortymencie wreszcie doczekałam się mniejszych opakowań podróżnych. Ziaja ma  bardzo fajne produkty przy rozsądnej cenie, zachowując przy tym bardzo dobrą jakość. Brakowało mi jednak czegoś mniejszego, takiego właśnie na podróż, czy chociażby na wyjście na basen. Duże pojemności 400 lub 500 ml żelu pod prysznic sprawdzają się, ale w domu. A są bardzo nieporęczne i ciężkie jeśli mamy się z nimi zapakować do torby lub walizki. Od tych wakacji pojawiły się miniatury. Możemy wśród nich znaleźć: płyn micelarny, płyn do higieny intymnej i oczywiście żele, szampony do mycia. Ja wybrałam ZIAJA Kremowe Mydło z Kaszmirem. Nie miałam go jeszcze więc tym chętniej je wypróbowałam. Sprawdziło się jak zawsze. Opakowania zostawiłam i przelewam sobie do nich żele pod prysznic i szampony do kosmetyczki w moim zestawie basenowym ;-))) Duże brawa za pomysł. Ocena: 10/10 
   Innym produktem, który jednak do końca nie spełnił moich oczekiwań było ZIAJA Mydło do rąk w żelu moja wersja była o zapachu Tamaryndowiec z zieloną Pomarańczą ;-))) O ile zapach jest świetny i bardzo bym chciała coś innego, może balsam albo żel pod prysznic o takim zapachu. Tak forma żelu już nie była tak zachwycająca. Zdecydowanie wolę wersję kremowego mydła do rąk które również są dostępne w tej linii. Po prostu mniej przesuszają skórę na dłuższą metę. Dlatego wiem, że już do niego nie wrócę. Opakowanie dzięki odklejanej etykiecie już zagospodarowałam na inny produkt. Honorowe punkty za opakowanie i zapach ;-)) Ocena:2/10
   Pozostałe rzeczy to już tradycja więc nie będę nad nimi się rozpisywać. Nie mam do nich większych zastrzeżeń. Mydła w kostce już opisywałam nie raz. To co mają robić i do czego zostały stworzone to robią ;-))) Ale szału nie ma wiec pozostawiam Was tylko z informacją, że one w ogóle były. 


   Na koniec pozostawiłam sobie temat włosów ;-))) O suchym szamponie BATISTE Medium & Brunette colour pisałam już nie raz. I pewnie też pojawi się wielokrotnie w takim zestawieniu. Już do mnie jedzie kolejne opakowanie. W dalszym ciągu zamawiam go przez internet. Fakt pojawił się już w drogeriach stacjonarnych ale cena jest większa więc pozostanę na razie przy tej metodzie zdobycia go. Dalej się sprawdza u mnie i o dziwo mój skalp nie buntuje się po jego zastosowaniu ;-)))) Ocena:10/10 niezmiennie ;-)
   Kolejna rzecz to moje odkrycie. MARION Eliksir Prostujący Włosy. Ta niewielka buteleczka kryje w sobie na prawdę świetny produkt. Po jego nałożeniu i przy użyciu zwykłej szczotki i suszarki jesteśmy w stanie uzyskać proste, gładkie włosy jak z salonu bez konieczności palenia ich żelazkiem ;-))) Już mam w użyciu drugie opakowanie. Zmieniła się trochę szata graficzna, ale na szczęście właściwości pozostały. Przyjemny zapach dodatkowo umila cały zabieg ;-))) Opakowanie możemy poddać też kolejnemu recyklingowi i napełnić dowolnym kosmetykiem, do mojego trafią olejki do włosów. Ocena:10/10 Zdecydowanie ;-)))
   Z firmy Marion pochodzi również Maseczka z Olejkiem Arganowym. Taka saszetka ma wystarczyć na dwa użycia i to prawda, nawet na moich włosach średniej długości tak było. Jednak po pierwszej saszetce nie widziałam jakichś spektakularnych efektów. Dlatego kolejne już używałam w wersji wzbogaconej o olejki, kw. hialuronowy itp. Więc tutaj nie mogę jakoś specjalnie popadać w zachwyt, bo to nie jej zasługa. Świetny pomysł na wyjazdy, do kosmetyczki i szybką regenerację włosów pod prysznicem. Saszetka ma też praktyczny dozownik z zatyczką. Łatwo i szybko nabieramy taką ilość maski jaka jest nam potrzebna. Ocena:5/10
   Natomiast lepiej sprawdziła się ZIAJA Maska intensywne wygładzanie. Włosy po niej były tak miękkie i jedwabiste, że bez obaw mogłam je rozczesać gęstym grzebieniem lub szczotką. A to nie zdarza mi się zbyt często ;-)))) Zapach był dla mnie trochę zbyt mocny ale nie utrzymywał się na szczęście na włosach zbyt długo. Zastanawiam się nad jej ponownym kupnem, ale może tym razem w komplecie z szamponem z tej serii. Pożyjemy zobaczymy ;-))) Ocena:9/10

I tak doszliśmy do końca ;-))))
Jeśli mieliście którąś z tych rzeczy to podzielcie się opinią na jej temat w komentarzach:-))
A może macie na nie jakieś inne, ciekawe, swoje patenty ;-)))
Zapraszam do dyskusji ;-)))


Pozdrawiam
Miłego dnia ;-)))
k.smazik ;-)







środa, 29 kwietnia 2015

Denko MARZEC 2015 ;-)))


Cześć ;-))

     Majówka zbliża się wielkimi krokami a ja dalej w powijakach ;-)) Ostatnio moje próby zapanowania nad chaosem kosmetycznym sprowadzają się do tego, że projekt denko rozrasta się coraz bardziej, a posty stają się niewyobrażalnie długie. ;-) Mam tego więcej i więcej do opisani, pokazania, a coraz mniej czasu. Tak się to wszystko czasem układa ;-))) Więc, żeby nie przedłużać przechodzę do sedna ;-)))) Marcowe denko prezentuje się tak:


Zdjęcie nie do końca oddaje różnorodność i mnogość zawartości koszyka ;-)))) Ale jak widzicie rozkręcam się. Po gruntownych porządkach w łazience pozostawiłam tylko te faktycznie stosowane rzeczy i te których daty zbliżają się do końca aby jak najszybciej z nimi skończyć ;-))) Powolutku, małymi kroczkami dochodzę do stanu, który sobie założyłam ;-))))



     Na pierwszy ogień idzie oczyszczanie ;-)) Pewnie na widok chusteczek nawilżanych część z was parsknęła śmiechem, ale nie mogło ich przecież zabraknąć.  Mydełko ALTERRA to już moje kolejne, chociaż nie zawsze trafia do denka. W sumie nie wiem dlaczego ;-)) Kostki występują w różnych wersjach zapachowych. Ja najczęściej wracam do konwalii ;-)) Mydełko jest delikatne, dość słabo się pieni, ale do oczyszczania skóry jest wystarczające. 
Tym razem znalazło się tu również Kremowe mydło w płynie do rąk ZIAJA o zapachu herbaty z cynamonem. Przyznam, że na okres świąteczno zimowy ten zapach jest idealny. Do wyboru mamy cztery wersje zapachowe i dwie konsystencje: żel i kremowe mydło. Teraz używam żelowego i mogę powiedzieć, że zdecydowanie przyjemniej stosowało się to poprzednie mydło. Na pewno w moim przypadku mniej wysusza ręce niż żel. A propos żelu udało mi się wykończyć PALMOLIVE Oriental Beauty Jojoba i Hibiskus. Przy czym ma on tak intensywny i na prawdę orientalny zapach, że ciężko mi było nim się myć. Znalazłam na niego jednak sposób. Zużyłam go jako płyn do podłóg ;-))) Żel jest gęsty i bardzo mocno się pieni. Dlatego nawet niewielka ilość sprawiała, że powierzchnie myte były czyste i w pomieszczeniach rozchodził się przyjemny korzenny zapach. Zdecydowanie w przypadku tego żelu "co za dużo to niezdrowo" ;-)) 
Ostatnim elementem tego zdjęcia jest znowu produkt ZIAJA Anno D'oro mleczko oczyszczanie twarzy demakijaż oczu. Ostatnio doszłam do wniosku, że najlepszym dla mnie preparatem do zmycia makijażu jest jednak mleczko kosmetyczne. Żele nie usuwają, z tego co zauważyłam, całego makijażu z twarzy i po przetarciu skóry wacikiem z tonikiem lub płynem micelarnym wciąż widoczne były na nic zanieczyszczenia. Wprowadziłam więc zmianę polegającą na stosowaniu mleczka i dłuższym masażu skóry. Następnie po spłukaniu wodą niewielką ilością żelu usunięcie tłustego filmu z mleczka i tonizuję. W tej chwili to moja optymalna metoda oczyszczania. Żel stał się bardziej wydajny, kosztem mleczka które znika w zastraszającym tempie. Ale mojej skórze to pasuje. Mniej zauważam podrażnień i zaczerwienień na skórze. Jest OK ;-)))



Skoro było oczyszczanie to teraz przyszedł czas na pielęgnację. ;-))) Nie ma jej dużo chociaż na kolejnym zdjęciu zobaczycie czego tak naprawdę było najwięcej ;-))) W ostatnich miesiącach często miałam problemy z suchą skórą rąk. Z powodu pracy często myję ręce, a na dobre nie wysuszające mydło w pracy raczej nie ma co liczyć. Ratuje się więc kremami do rąk. Mam ich więc mnóstwo pod ręką, w torebkach, w kieszeniach itd. Szczególnie spodobał mi tej z serii OILLAN Ochronny Krem do rąk. Próbowałam kiedyś Neutrogeny ale ta ciężka masa w ogóle mi się nie spodobała. Ten jest też gęsty, mogłabym go też określić jako masełkowaty. Nigdy nie lubiłam kremów pozostawiających film na skórze. Ale tutaj ta powłoczka jest zupełnie inna. Ręce nie kleją się, nie zostawiasz tłustych odcisków (a przynajmniej widocznych ;-)) na wszystkim czego dotkniesz. Skóra jest miękka i przyjemna w dotyku. Dodatkowo zauważyłam że pomimo częstego mycia rąk stosuje go coraz rzadziej zamiast coraz częściej. Pomimo zmywania odstępy czasu między kolejnymi aplikacjami wydłużały się ;-)))) Dla mnie to oznacza, że skóra nie przesuszała się już tak bardzo i nie odczuwałam dyskomfortu ;-)))) 
Z nawilżaniem związany jest również drugi kosmetyk, a mianowicie HIALU PURE Forte 3%. Jest to roztwór kwasu hialuronowego o pojemności 10ml. Był on dość gęsty. Aplikator w postaci pipety dawał sobie z nim rady bez większego problemu. Ma szerokie zastosowanie. Dodawałam go gdzie popadnie ;-))) Do maseczek na twarz i na włosy, do kremów tych dziennych i nocnych. Czasami sam kwas dosłownie dwie trzy kropelki dodawałam do podkładu dzięki czemu stawał się jeszcze bardziej jedwabisty. Np. podkład matowy już nie eksponował tak suchych miejsc tylko ładnie prezentował się na skórze. na razie mam wersję 1% z innej firmy ale i do tego wrócę, a na pewno bym chciała. ;-))))Kwas skończył się, ale pozostała mi buteleczka z pipetką, którą zagospodaruję na inne mikstury ;-)))



I wszystko jasne ;-))) Najwięcej w pielęgnacji zużyłam maseczek. Teraz przyznam się, że mam dylemat. Które bardziej lubię?? Czy bawełniane maseczki nasączone różnymi składnikami, czy hydrożelowe kompresy ????? ;-)))) Ciężko mi się zdecydować ;-))) Wypróbowałam kolejną maseczkę z BIELENDY tym razem aktywną maskę odmładzającą oraz MISSHA Pure Source Granat przeciwzmarszczkowa. Obie bardzo przyjemnie się stosowało. Skóra po ich zastosowaniu była przyjemna w dotyku, lepiej nawilżona i mam wrażenie, bardziej napięta. W zasadzie jedyną ich wadą jest to, że są jednorazowe i sprzedawane pojedynczo a nie np. w kompletach po parę sztuk :-(( 
Tak samo jest w przypadku hydrożelowych masek i płatków MARION. Z tych dwóch wybieram płatki kolagenowe pod oczy MARION jako mój numer 1 !!!;-)) Rano po zarwanej nocy lub wieczorem po ciężkim dniu momentalnie przynoszą ulgę na podkrążone i opuchnięte powieki. Po założeniu takiej maski pewnie wyglądam jakbym urwała się z obsady Star Trek ;-))Ale czego nie robimy dla dobrego samopoczucia ;-))) 
Systematycznie staram się redukować i wykończyć te w wersji klasycznej, kremowej. Teraz trafiło na AVON Pore Penetrating Maseczka głęboko oczyszczająca pory z glinką i kwasem salicylowym. Przeznaczona jest głównie do cery trądzikowej. U mnie sprawdzała się bardzo dobrze. Zmniejszała ona przetłuszczanie się skóry i faktycznie ilość powstających zaskórników i późniejszych pryszczy. Uzupełniała moją pielęgnację, wtedy jeszcze przeciwtrądzikową. Wszystkie te wersje bardzo sobie chwalę i pewnie kupię je ponownie. Ocena:10/10



Jeśli już mamy oczyszczanie i pielęgnacje załatwioną to możemy przejść do części makijażowej ;-)) Widoczne błyszczyki ZIAJA Blubel niestety nie są już produkowane. Te dwa egzemplarze znalazłam przeszukując torebki przed ich redukcją. Przypominały one samą wazelinę kosmetyczną, chociaż miały aromaty zapachowy, witaminy, olej Canola, lanolinę. Nie zrobiły na mnie jakiego porażającego wrażenia. Głównie za sprawą opakowania. Najbardziej lubię wersje w szminkach, bo jest to najwygodniejsze i najbardziej higieniczne. Te dwa lądują w koszu już dawno po ich przydatności. 
Do ust udało mi się też wykończyć błyszczyk ESSENCE Stay with me oraz NUXE Baume Prodigieux Levres. Z tych dwóch najbardziej lubiłam ten z Essence. Nuxe przy całej sympatii dla innych produktów tej firmy nie sprawdził się zbyt dobrze. Słabo utrzymywał się na ustach, a specyficzny, irytujący zapach nie pozwalał mi się z nim bliżej zapoznać. Na szczęście to już koniec ;-))) Mój Essence to 01 Me&My Icecream. Świetny delikatny kolor i dość trwały jak na błyszczyk. Mocno nawilża i odżywia usta. Dzięki temu są one pełniejsze. Z kolei próbka podkładu średnio mi przypadła do gustu. BOURJOIS Healthy Mix Serum Gel Foundation bo o nim mowa to nie moja bajka. Faktycznie konsystencja jest trochę gęstsza niż standardowo. Kolor ok, ale po pewnym czasie ciemnieje więc na pewno nie zakupię pełnego opakowania. Bazę ORIFLAME Giordani Gold zakupiłam z polecenia koleżanki. Chciałam czegoś do rozcieńczania, rozjaśniania nietrafionych podkładów. Niestety nie polubiła się z nimi. Duża właściwości rozświetlające, opalizujące dodatkowo powodowały, że moja skóra świeciła się na potęgę. Po krótkim czasie wyglądałam jak po przebiegnięciu maratonu, czyli niekorzystnie ;-((( Ale co zrobić z całym opakowaniem. Mogę oddać komuś?...nie było chętnych. Wykorzystałam więc właściwości opalizujące tej bazy i zużywałam ją jako rozświetlacz. I to był strzał w 10 ;-))) Niewielka ilość wklepana w kości policzkowe, pod łuk brwiowy pięknie ożywiała buzię. Aplikacja była dowolna, zależy co wpadło mi w ręce ;-))) Gąbka i palce najlepiej się sprawdzały. Efekt naturalnej tafli na skórze bez obleśnych kawałków brokatu jak przy innych tego typu produktach. 
Tak samo jak odkryciem stała się baza tak i tusz YVES ROCHER Mascara Longueur 360 stopni waterproof. Niby nic, zwykły tusz a tu taki numer. Tusz ma sylikonową szczoteczkę. Nie jestem fanką tego typu szczotek, no dobra niech będzie. Najbardziej zaskoczyła mnie formuła kosmetyku. Zwracałyście kiedyś uwagę na to, że po podkręceniu zalotką rzęs i pomalowaniu po jakimś czasie rzęsy opadają i nie są już tak zawinięte. Tu z pomocą przychodzi ten właśnie tusz. Rano podkręcone rzęsy malowałam nawet jedną warstwą i tak zostawało na cały dzień ;-))) Powtórzę cały dzień!!!! Nie widziałam takiej sytuacji nawet przy droższych markowych tuszach. Zrobiłam nawet test i nałożyłam ten tusz jako "bazę" jedną warstwą i potem tuszowałam wersją pogrubiającą. Efekt był taki sam ;-) Dla mnie to rewelacja ;-)))) Ocena dla tuszu: 10/10/10/10/10 itd. ;-)))))



Pozostało mi już tylko parę rzeczy do włosów. TIMOTEI Drogocenne olejki nie zaliczę na pewno do ulubionych szamponów. Zapach jest przytłaczający i tak sztuczny, że aż głowa boli. Przypominał mi duszne korzenne męskie perfumy. Taki zapach na facecie ok, ale nie na moich włosach. Na szczęście już koniec, idzie do kosza. Natomiast SEBORADIN  Żeń-szeń szampon mile mnie zaskoczył. Włosy nawet bez odżywki dość dobrze się rozczesywały. Zapach przyjemny, trochę przypominał mi szampon z dawnych lat, taki familijny ;-)))) Nie pieni się jakoś specjalnie, ale dobrze oczyszcza włosy z kosmetyków i zanieczyszczeń. 
Podobnie zadowolona jestem z L'biotica BIOVAX A+E serum wzmacniające. Po wysuszeniu włosów na końcówki najlepiej się sprawdzało. Włosy były lśniące i bardziej zdyscyplinowane. Nawet moja fryzjerka zauważyła, że włosy mniej zaczęły się rozdwajać. Pewnie powrócę do niego za jakiś czas. Zabieg laminowania MARION to już klasyk w tej kategorii. Dalej będę go używać bo nie znalazłam nic co mogłoby go zastąpić. 
O płukance malinowej słyszałam już nie jeden raz. W drogerii wpadła mi w ręce Maseczka do wlosów 60s. Nature Therapy MARION. Zwierająca ocet malinowy i koktajl owocowy mają nie tylko dawać nam lśniące i gładkie włosy, ale również pielęgnować skórę głowy. Faktycznie tak się działo. Maska jest do dwukrotnego użycia. Ja trochę ją modyfikowałam dodając do niej olejki i kwas hialuronowy. Taką papkę nakładałam na włosy i albo szłam spać rano zmywałam. Albo czepek, ręcznik i chodziłam po domu min. 30 minut. Efekt uważam, ze lepszy niż po standardowym nakładaniu maski po umyciu włosów. Praktykuję tak ą metodę od miesiąca i powiem, że jest o wiele lepiej z włosami. 



Wow, to już koniec ????? 
Tak, nie da się ukryć ;-))) 
Jeśli macie jakieś pytania lub chcecie podzielić się swoją opinią to zapraszam do komentowania ;-))) 





Tymczasem pozdrawiam
Trzymajcie się ciepły bo zimno coś nie chce nas opuścić ;-)
k.smazik ;-)
















wtorek, 28 kwietnia 2015

Denko LUTY 2015 ;-))))

Cześć ;-)

     Dzisiaj kontynuacja zaległości ;-)) Denko z lutego ;-)))) W porównaniu ze styczniem nie będzie ono aż tak obfite, ale za to z wieloma dobrymi i sprawdzonymi kosmetykami do których chętnie powrócę ;-)) Więc żeby już więcej nie przedłużać to jedziemy z tym koksem ;-))))


Zdecydowanie  w lutym rządziły maseczki. Wszelkiego rodzaju i formy ;-))) 



PUREDERM Złuszczająca Maska do Stóp - To już moja druga maska tego typu. W działaniu jest identyczna jak ta z L'biotica. Co mnie bardzo cieszy, bo ta obecna wersja jest tańsza. Efekty widoczne były po 4 dniach. Skóra złuszczała się przez kolejne 5 dni ;-))) Ale potem sama radość ;-)) Zrogowacenia, odciski i inne problematyczne miejsca na stopach przestały istnieć ;-))) Oczywiście wszystko zależy od tego jakiej wielkości, a może raczej grubości one są ;-))  Na moje potrzeby są wystarczające i pozwalają mi uzyskać optymalny efekt. Ocena : 10/10 ;-))



Maseczki do twarzy urozmaiciły w znacznym stopniu moją pielęgnację twarzy. Znowu sięgnęłam po te w postaci nasączonych płatków. L'biotica Maska z ogórka typowo do skóry tłustej, mieszanej. Od pewnego czasu mam coraz mniejsze problemy z trądzikiem, co ogromnie mnie cieszy. Scedowałam to na konto zmiany pielęgnacji, ale pewnie też sam organizm ma w tym dużą zasługę. Zamieniłam całe serie kosmetyków na trądzik na rzecz dobrego nawilżania, działania łagodzącego i sporadycznego stosowania miejscowego czegoś typowo na trądzik. Czasem po bardziej intensywnym masażu podczas oczyszczania buzi nakładam po prostu taką maseczkę jak ta z ogórka. Po odpowiednim czasie ściągam, nadmiar preparatu pozostawiam do wchłonięcia i jeszcze dodaje preparat nawilżający. Brzmi strasznie pracochłonne, a tak naprawdę to tylko kilka ruchów dłońmi. I już ;-) Malinowa maseczka Pure Source  ujędrniająco-odżywiająca czy maseczka ogórkowa tu już nie ma znaczenia. Tok postępowania jest ten sam ;-)) Powoli odchodzę od maseczek w tubkach. Ta z AVONU Planet Spa African Shea Butter zawierała masło Shea. Prawie namacalnie, bo miała bardzo bogatą, tłustą konsystencję. Ciężko mi się ją zużywało ze względu na zapach i później przetłuszczanie się skóry. Nawet niewielka ilość dawała takie efekty. Z nią nigdy bym sobie nie pozwoliła zostawić nadmiaru na buzi. Zmywałam ją dokładnie letnią wodą. Nie żałuje, że z nią już koniec.;-)
Moim odkryciem maseczkowym  były plasterki na nos oczyszczające pory PUREDERM. Kiedyś dawno, dawno temu jeszcze w liceum ;-))) jak to brzmi ;-))) coś takiego stosowałam ale bez powodzenia. Po latach postanowiłam spróbować znowu. I tu niespodzianka ;-)) Zadziałały od razu. Świetna sprawa. Zaskórniki zostały usunięte. Pory są zdecydowanie mniej widoczne. Widziałam różne filmiki z maseczkami peel off domowej roboty, ale na myśl o nakładaniu czegoś ciepłego na nos z naczyńkami mam gęsią skórkę, nie mówiąc już o oczywistej rzeczy, że przy takim problemie takich rzeczy absolutnie nie robi się na skórze naczyniowej. Ale tu z pomocą przyszły mi te plasterki. Skórą przed aplikacją i same plasterki zwilżam wodą termalną, obecnie Uriage. Dodatkowo daje to uczucie ukojenia i komfortu ;-))) Z każdym kolejnym plastrem ilość zaskórników na nim była coraz mniejsza. Ale to akurat właściwa prawidłowość ;-))))Generalnie najsłabiej wypadła z tej grupy tylko maseczka z Avonu. Ale to może nie do końca jej wina, bo może akurat moja skóra nie do końca potrzebuje aż tak mocno odżywczej maseczki. Osoby o suchej lub bardzo suchej (te w szczególności!) z pewnością będą z niej bardzo zadowolone. Pozostali przedstawiciele na pewno zagoszczą w mojej kosmetyczce jeszcze nie raz. ;-)))) Ocena: 10/10 ;-)))



To już stały element denka. Od kiedy na nią wpadłam to przynajmniej dwa razy w miesiącu udaje mi się nią "potraktować" włosy. Zawsze z takim samym, bardzo dobrym skutkiem. Pojawi się pewnie jeszcze nie raz ;-)))) Więcej pisałam o niej tutaj. 




Szampon BATISTE dla szatynek również zagościł u mnie na stałe. Ten średni najbardziej mi pasuje. Nie zostawia białego, siwego nalotu na włosach bo jest lekko brązowy i mam wrażenie że z czasem ciemnieje. Poza tym dobrze wyczesuje się z włosów. Nie matowi ich aż tak bardzo niż suche szampony, które miałam do tej pory. W zasadzie same zalety. Miał jedną wadę. Dostępność, ale od pewnego czasu jest już w prawie każdej większej drogerii. Od tych wysoko półkowych do nawet osiedlowych Biedronek. Świetna sprawa jeśli chcemy odświeżyć nasze włosy w ciągu dnia. Ocena: niezmiennie 10/10 ;-)))) 




RIMMEL Wake Me Up podkład przewijał się już kiedyś przez denko.Wracam do niego co jakiś czas, a zwłaszcza w zimie. Pomimo nawilżających właściwości u mnie sprawdza się bardzo dobrze. Mam cerę mieszaną ze skłonnością do przesuszania. Wiem jak to brzmi , ale tak mam. Pewne partie są wybitnie przetłuszczające a inne suche. Konsystencja, odcień 100 Ivory najbardziej mi pasujący już nie jeden raz pozwoliły mi ukryć zaczerwienienia i naczyńka. Podkład nie ciemnieje, a przynajmniej ja nic takiego nie zauważyłam. Podkład ma lekko świecące, zdrowe wykończenie. Zawiera drobinki, to może dlatego ;-))) Ale nie są one aż tak duże by dać się zauważyć ;-)) Jedyną rzeczą do której mogłabym się przyczepić to opakowanie. Szklane flakony z pompką nie należą do moich ulubionych, bo ciężko zużyć zawartość do końca. Opakowania jest też ciężkie. Najlepiej nim nie ruszać, nie przechylać, nie kłaść, bo po takiej akcji możecie zapomnieć o dostaniu się do 1/3 podkładu. Pomimo tej dość istotnej wady podkład jest świetny w działaniu, dlatego ocena; 10/10 ;-)


 W zastępstwie podkładu Rimmel postanowiłam wypróbować krem BB WATER DROP firmy LIOELE. Podobno koreańskie kremy BB są najlepsze. Nie wiem jeszcze nie miałam, aż do teraz. Zamówiłam tester 5ml w takiej oto małej tubce. Cena regularna to 12zł (próbka) ale czasem można go dostać np. na promocjach wyprzedażowych ;-))  Po pierwsze zaskoczyła mnie wydajność, bo ta mała ilość wystarczyła mi na ponad 2 tygodnie. Bardzo przyjemna, wręcz kremowa konsystencja bardzo ładnie rozprowadza się na twarzy. Próbowałam różnych metod aplikacji. Pędzli, gąbki, palców. Za każdym razem był jednakowo dobry efekt. Świetna sprawa. Jak na tego typu produkt to ma niezłe krycie. Nie potrzebowałam już w zasadzie stosować korektora. Krem BB ma wykończenie matowe, ale nie bardzo mocno matowe, suche. Skóra nie świeci się, ale wygląda naturalnie, zdrowo. Nie widać w wykończeniu pudru na twarzy. Nie widziałam więc konieczności dodatkowo nakładać kolejny kosmetyk na wierzch. SPF 27 to dość wysoki filtr jeśli odpowiada on tym dostępnym u nas. Jeszcze nie spotkałam się z tak dużą ochroną przeciwsłoneczną w tego typu kosmetyku.  Generalnie jestem bardzo zadowolona z tego kremu. Zamówiłam już pełnowymiarowe opakowanie. Zobaczymy jak to będzie wyglądać przy dłuższym stosowaniu. ;-)) Ocena:10/10 mam nadzieję, że się nie zmieni. 


To już się robi nudne...znowu chusteczki. No tak, ale jak się skończyły to do denkowego koszyczka lądują ;-))) Tak jak i poprzednio nie mogę stwierdzić czy mam jakieś ulubione, bo zużywam te które wpadną mi w ręce. Jedno co mogę powiedzieć to  jednak wolę te bezzapachowe. Nie zostaje on na rękach  i nie przeszkadza podczas jedzenia. 

 
To zdecydowanie mój ulubieniec z całego koszyka ;-))) Dzięki przyjaciółce natrafiłam na tą pomadkę. CAUDALIE LIP CONDITIONER to najlepszy balsam do ust jaki do tej pory miałam, a było ich sporo jak się zastanowię.  Jest twarda, bardziej woskowa niż standardowe pomadki, ale to właśnie jej ogromny atut. Jest przez to trwała, nie łamie się, nie topi nawet gdy noszę ją w kieszeni jeansów ;-))) I jest MEGA wydajna. To dopiero moja druga sztuka a dowiedziałam się o niej już ponad 1,5 roku temu. Używam jej codziennie. Szczególnie teraz zimą sprawdziła się znakomicie. Na narty lub po prostu przed wyjściem z domu obowiązkowa. Ostatnio polubiłam matowe szminki, ale konsekwencją ich stosowania jest przesuszenie ust, a przynajmniej moich. Na to też znalazłam sposób. Pomadka CAUDALIE pozostawiona na parę minut, a nadmiar odciśnięty w chusteczkę. I możemy aplikować szminkę. Suche wargi, jakieś skaleczenia, suche skórki - co to jest ???? ;-)))) Ocena: 10/10, gdybym mogła 1000/1000 itd. 




O tym zapachu - C.K. Euphoria - na jesienno-zimowy czas krążą już legendy ;-)))Miałam ochotę, go przetestować, ale duże opakowania skutecznie mnie odstraszały. Natrafiłam na takie coś ;-))) W sumie nie wiem czy to tester czy forma podróżna. Ale na sprawdzenie zapachu czy mi pasuje to jest w sam raz ;-))) Otóż nie, nie pasuje. Początkowo fajnie zapowiadający zapach po pewnym czasie na moich swetrach przyprawiał mnie o ból głowy. Zdecydowanie nie w moim typie. I tutaj naszła mnie myśl co by było gdybym kupiła cały flakon i okazało by się tak jak teraz, że to zapach nie dla mnie. Źle się z nim czuje, wręcz mnie irytuje. Dlatego cieszę się, że ta historia skończyła się tak jak się skończyła. Ktoś inny kupi sobie wielgachny flakon a ja będę dalej szukać tego mojego idealnego zapachu ;-)))) Ocena: 1/10 Honorowy punkt za opakowanie. Małe zgrabne i poręczne. 


 Kolejna porcja próbek. Tym razem zaszalałam z żelami i płynami pod prysznic. Zapach kwiatu pomarańczy Kremowego żelu pod prysznic LE PETIT MARSEILIAIS nie specjalnie mi się spodobał. Panie we wszystkich drogeriach swego czasu ochoczo dodawały go do wszystkich moich zakupów. Niestety to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej :-((( Zupełnie inaczej ma się sytuacja z Aromatycznym Płynem Pielęgnacyjnym Pod Prysznic KNEIPP. Tutaj kwiatowo cytrynowy zapach szczególnie mi się spodobał. Szczerze mówiąc bardziej ten zapach przypomina mi aromaty dodawane do ciast. Bardzo przyjemny, wręcz smakowity zapach. Niestety była to zbyt mała próbka żebym mogła coś więcej zauważyć. Ale na tyle mi się spodobała, że próbka ląduje do pudełka kupić ponownie ;-)) Ostatnio pomimo stosowania skarpetek złuszczających do stóp miewam miejsca ze zrogowaceniami. Staram się dobrze nawilżać i natłuszczać te partie skóry, aby zmiękczyć te miejsca i później bez większego problemu je usunąć. Akurat krem SCHOLL Active Repair K+ Cream wpadł mi teraz w ręce. Ma bardzo mocną, gęstą i tłustą konsystencję. Czyli jest taki jaki powinien być dobry krem do stóp. Ten konkretnie krem jest przeznaczony do stóp z problemem pękania skóry. Ja takiej nie mam, ale na miejsca problematyczne się na dał. Skóra była bardziej miękka, elastyczna Nowe zrogowacenia nie pojawiały się. 

Tym razem to by było na tyle ;-)))) 
Mam nadzieję, że komuś z was te informacje się przydały. 
Jeśli macie jakieś zdanie na temat tych kosmetyków podzielcie się nim w komentarzach. Chętnie poczytam ;-)))

Pozdrawiam
Miłego wieczoru. 
k.smazik ;-)

 






















piątek, 17 kwietnia 2015

Denko STYCZEŃ 2015 ;-)))

Cześć ;-) 

      Ten post miał być jutro, ale trochę mi zeszło. TROCHĘ ;-)) To za mało powiedziane ;-)) Pewnie też to znacie ;-))) Czas pędzi jak opętany. Nie wiem jak ani kiedy a ten czas przeleciał. No dobrze wiem ;-)) jak się nad tym dłużej zastanowię, ale to już inny temat do rozważań. Na pewno więcej mobilizacji by się przydało ;-)), żeby połączyć to co przyjemne z tym co pożyteczne. Pisanie na blogu niestety spadło w ostatnim okresie na dalszy plan. Ale co się odwlecze to nie uciecze ;-))) To akurat jest do nadrobienia, więc zaczynam.

Wracając do sedna tego postu dzisiaj będzie to co Tygrysy ;-) lubią najbardziej, przegląd zdenkowanych kosmetyków ;-))) Koszyczek prezentuje się obficie, a to jedynie sam styczeń. No to zaczynamy ;-))


     Tym razem mamy więcej pielęgnacji. Zdecydowanie w styczniu skupiłam się na odpowiednim oczyszczaniu i odżywieniu skóry, niż na makijażu. Choć trzy kosmetyki kolorowe teraz udało mi się wykończyć. Staram się je stopniowo ograniczać, bo zbyt poszalałam i teraz ciężko to ogarnąć.  Ale małymi kroczkami na pewno mi się uda ;-)))


AVON Advance Techniques Maseczka z olejkiem arganowym - kosmetyki do włosów z tej firmy miałam już nie raz i na ogół się sprawdzały. Nie to, że ta maska mi coś złego zrobiła. Co to, to nie ;-) Raczej nie zrobiła nic konkretnego z moimi włosami. Stosowałam ją jeszcze podczas wyjazdów urlopowych zamiast odżywki, pod prysznic. Natomiast  ostatnio zaczęłam ją stosować jak przykazano, jako maska raz, dwa razy w tygodniu. W obu przypadkach działanie było niestety przeciętne. Bardziej jak odżywki, czyli miękkie, łatwiej rozczesujące się włosy. Spodziewałam się czegoś więcej. Lepszego nawilżenia i większego blasku. Włosów bardziej odżywionych. W końcu to maska i ma mieć bardziej intensywne i regenerujące działanie. Jednym słowem: zawiodłam się. To dwa słowa ;-)) Raczej polecałabym ją osobom z mniej problematycznymi włosami, bo z tymi bardziej wymagającymi nie polubią się.  Ocena: 3/10 bez rewelacji :-(


PANTENE PRO-V DEEP MOISTURE SOUFLLE  - ten głęboko nawilżający mus zakupiłam już jakiś czas temu, bo po wakacjach. Słońce, słona woda spowodowały, że włosy były na prawdę przesuszone. Wizyta u fryzjera pomogła, ale chciałam też mieć coś do codziennego nawilżania. Sama konsystencja przypomina bardzo piankę do włosów. I tu przechodzimy do największego minusa tego produktu. Aplikator, dozownik, jak zwał tak zwał. Baaaardzo długo zajęło mi ujarzmienie tego opakowania. Przeważnie nabierałam zbyt dużą porcję. Dlatego miałam ją tak długo, od wakacji. Często odstawiałam ją i potem znowu wracałam. Nie mogłam się jakoś "dogadać" z tym opakowaniem. Praktycznie od połowy dozowało się ją łatwiej. Efekt końcowy. Zadowalający, ale bez szału. Włosy stawały się miękkie, łatwo się rozczesywały, dość dobrze układały. Ale po częstszym stosowaniu suszarki i prostownicy przesuszenie wracało. Odżywka nie dawała już sobie rady. Podoba mi się forma bo jest odpowiednia dla moich włosów, ale działanie jest trochę za słabe. Faktycznie włosy cienkie, delikatne będą z niej być bardzo zadowolone, bo nie obciąża zbytnio. Ocena: 5/10  Obietnice wielkie, a efekt taki sobie ;-) Raczej nie kupię ponownie. 


CAUDALIE  ZESTE DE VIGNE - żel pod prysznic. Ta firma to rodzaj mojego odkrycia w zeszłym roku ;-))) Ten żel uwielbiam za jego świeży i pobudzający zapach. Odnaleźć w nim można nuty kwiatowe, liściaste oraz orzeźwiające, jak owoc drzewa cytrynowego. Żel może się nadawać nawet dla wrażliwców, bo zawiera minimum chemii reszta to składniki pochodzenia roślinnego. Na pewno wrócę do niego podczas wakacji. Bardzo dobrze oczyszcza skórę, nie przesuszając jej zbytnio przy okazji ;-))) Ocena: 10/10 i jeszcze raz 10/10 ;-)))))) i tak w kółko ;-)))


EUCERIN DERMO PURIFYER Tonik - do końca nie byłam przekonana do tego zakupu, ale okazał się bardzo skuteczny. W zasadzie od momentu zmiany pielęgnacji na przeciw-naczynkową odstawiłam wszystko co wysuszało, podrażniało i mogło zaognić stan skóry, a kryło się pod szerokim pojęciem kosmetyków przeciwtrądzikowych. W zasadzie pozostawiłam tylko preparaty do oczyszczania skórę z tej serii. Jedną z nich jest właśnie ten tonik. Dzięki zawartości kwasu mlekowego delikatnie reguluje on stan mojej jednocześnie tłustej i naczyńkowej skóry. Delikatnie ją złuszcza i działa antybakteryjnie. Zauważyłam, że dla mnie najbardziej optymalne stosowanie to raz dziennie, na noc. Praktycznie zmiany trądzikowe zniknęły całkowicie. Po mimo stosowania bogatszych kremów nie zauważyłam nawrotu ;-))) Co mnie bardzo cieszy. Czasem pojawia się jakiś pojedynczy osobnik w okresie zmian hormonalnych, ale to wszystko. Butelka ma wystarczająco dobry aplikator dzięki czemu można nabierać odpowiednią ilość na wacik. Nie musiała go przelewać do innego opakowania jak to ma często miejsce, aby nie marnować niepotrzebnie produktu. Wydajność rewelacyjnie długa. Mam go o ile dobrze pamiętam 4 miesiące ;-)))) To moje drugie opakowanie. Pierwsze niestety nie zużyłam, bo miało zbyt krótką datę i się przeterminowało. Ale kupiłam je z pełną świadomością , że ma taką datę na przecenie. Myślałam, ze zdążę. Niestety, albo stety ;-))) Bardzo duża wydajność spowodowała, że nie zmieściłam się w dacie ważności. Ocena: 10/10 Już szukam kolejnego opakowania ;-)))


AA ECO WINOGRONO Koncentrat Detox - z określeniem konsystencji mam lekki problem. Ni to olejek, ni to żel. Bardzo przyjemny delikatny zapach nie kolidujący z innymi pielęgnacyjnymi kosmetykami. Używałam go w niewielkiej ilości. Kilka kropli pod wieczorny krem w zupełności wystarczyło. Skóra była dobrze nawilżona. Rano była bardzo wyraźnie wypoczęta, odprężona, elastyczna i gładka w dotyku. Początkowo miałam problem z doborem ilości aplikowanego koncentratu. Sprawdziła się tu jak zawsze ;-) zasada: IM MNIEJ TYM LEPIEJ ;-) Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia ;-) Stwierdzam, że najbardziej z wszystkich opakowań kosmetyków odpowiadają mi butelki z pipetami. Higieniczne użytkowanie. Produkt się nie marnuje, bo nabieram go tyle ile chce i potrzebuje. Ale wracając do koncentratu...czy go kupie znowu? Raczej nie. Nie widziałam jakichś spektakularnych efektów po nim, więc też nie mam potrzeby ponownego zakupu. A mnogość możliwości wyboru tego typu kosmetyków wybitnie temu nie sprzyja ;-))) Ocena: 8/10 ;-) Jestem zadowolona, ale szału nie ma ;-)   


NIVEA CELLULAR Anti-age krem pod oczy - w mojej kosmetyczce to w zasadzie pierwszy krem przeciwzmarszczkowy pod oczy. Nie mam problemów ze skórą w okół oczu, a wręcz przeciwnie spokojnie mogę się nią chwalić ;-p Stosuje kremy mocno nawilżające lub ewentualnie na noc bardziej tłuste, bogatsze. Ale bez typowych składników przeciwzmarszczkowych. Ten zakup to typowy impuls. Rzut oka, promocja i mamy cię ;-))) Co do działania zmniejszającego zmarszczki to nie mogę się wypowiedzieć, bo takowych nie posiadam, więc nie było co poprawiać ;-) Wyraźnie odczuwałam nawilżenie skóry. Kwas hialuronowy sprawiał, że skóra była gładka przez cały dzień. Okolice oczu bardzo dobrze znosiły wtedy kontakt nawet z mocniejszymi, bardziej kryjącymi korektorami. A te nie ważyły się na nim co też jest niewątpliwą jego zaletą. Jestem z niego zadowolona. Chociaż, gdyby nie obniżka ceny nigdy by się na niego nie zdecydowała. Stosunek ceny do jakości trochę przesadzony, jak dla mnie. Miałam lub mam kremy o podobnym działaniu i zdecydowanie lepszej cenie. Ocena: 5/10



MARION Zabieg Laminowania - keratynowa maska w saszetkach to zdecydowanie moje odkrycie. Taka saszetka zawiera dwie porcje. Mogę powiedzieć, że w takiej małej saszetce kryje się salon fryzjerski. Prawda nie jest to efekt błyskawiczny, ale warto trochę odczekać. Cała procedura jest bardzo prosta ;-) Po umyciu głowy i wyciśnięci nadmiaru wody w ręcznik nakładamy maskę na włosy. Ja mam włosy do połowy ramienia i spokojnie jedna porcja wystarcza mi na całość. Staram się przeczesać włosy grzebieniem lub szczotką, aby ją dokładnie rozprowadzić na włosach. Teraz czepek foliowy dołączony do każdego opakowania i turban, żeby miłe ciepełko wzmocniło jej działanie ;-))) I w zasadzie na 15 minut musimy sobie znaleźć zajęcie ;-)) co kto lubi ;-))) To jest czas optymalny dla mnie. Może być krótszy, choć dłuższego nie polecam, bo może potem powodować przetłuszczanie się skóry głowy, a tego przeważnie nie chcemy. Po upływie czasu to co na włosach pozostało spłukujemy ;-)) I ja teraz mam dwie wersje: szybką i wolniejszą, bardziej dokładną. Wersja szybka to suszarka i pękata szczotka na której susze włosy. Uzyskuję objętość i jednocześnie wygładzenie. Wersja wolniejsza to dodatkowo praca prostownicą. Efekt końcowy to włosy jak z salonu ;-)))))) Często po jej użyciu słyszę od znajomych, że byłam u fryzjera, a tu niespodzianka wcale nie ;-))))) Włosy są wygładzone, mają objętość, nie są obciążone, pięknie się święcą. Wyglądają na zdrowe i zadbane ;-)))) Taki efekt utrzymuje się do dwóch dni. Ale to wynika tylko z przetłuszczającej się mojej skóry głowy i konieczności częstego mycia. W ciągu miesiąca używam 2-3 saszetek (zestawów). Nie widzę potrzeby, ani nie mam czasu robić ją częściej. Ale jestem bardzo, bardzo z niej zadowolona ;-))) Ocena: 10/10 Bardzo mocna 10 ;-))






EXCLUSIVE COSMETICS SPA dla stóp - w poprzednim denku widzieliście "skarpetki" złuszczające. Tym razem wykorzystałam wersję odżywczą. Masło Shea, Wit. E i F, olejek z drzewa herbacianego, mięta pieprzowa i proteiny kaszmiru mają sprawić, że nasze stopy będą jak i niemowlaczka ;-)))) Oczywiście przesadzam, bo takich cudów to nie ma. A jak nam ktoś to obiecuje to normalnie kłamie nam w twarz. :-(((( Widząc te składniki możemy się domyślać, że zadziałają one regenerująco, nawilżająco i antyseptycznie na nasze stopy. Faktycznie tak się stało. Muszę od razu ustalić, że nie mam stóp bardzo problematycznych. Nazwałam bym je przeciętnymi. Czasem gdy je zaniedbam dają o sobie znać i przesuszają się i bolą, zwłaszcza pięty. Ale obce mi jest zjawisko pękania skóry na piętach, bo do takiego stanu się jeszcze nie doprowadziłam i nie mam zamiaru. Skarpety tak jak i maskę trzymam 30 minut, oczywiście na stopach ;-)))) gdyby miał ktoś wątpliwości ;-))) Raczej nie da się w nich chodzić, choć ubieram na nie skarpetki bawełniane to i tak jest to kłopotliwe. Nie polecam też w nich leżeć, bo składniki są dość płynne i mogą nam gdzieś uciekać bokami ;-)))) Skóra jest fajnie nawilżona i miękka, ale ten efekt nie utrzymuje się zbyt długo. Fajne urozmaicenie pielęgnacji, ale też nic to takiego co powaliło mnie swoją skutecznością. Ocena: 5/10


Maseczki MARION, DERMIKA, BIELENDA - Tak tak, ostatnio częściej po nie sięgam. To taka mała chwila relaksu wieczornego. Książka i dobra muzyka i...coś na twarz. Zdecydowanie odkryłam, że najprzyjemniej moim zdaniem stosuje się maski żelowe i te w formie nasączonego kompresu - BIELENDA. Mam wrażenie, że są one nawet bardziej skuteczne niż te klasyczne maseczki. Natomiast działanie płatków pod oczy MARION sprawdziłam rano. Nałożone pod niewyspane, podkrążone oczy spisały się świetnie. Momentalnie odczuwalny chłód przyniósł ulgę, opuchlizna zniknęła i oczy od razu wyglądają na wypoczęte ;-))) Żelowe maski MARION to nie nowość w mojej pielęgnacji. Tym razem skusiłam się na wersję złotą ;-))) Po jednym użyciu wiadomo, że nie stanie się cud. Ale na pewno nie zaszkodziła. Raz w tygodniu lub jak kto woli częściej, warto zafundować sobie taką chwilę relaksu. Bardzo pozytywnie odebrałam ich działanie, np. po wielogodzinnym pobycie na dworze na nartach. Po powrocie twarz była rozpalona, zaczerwieniona, naczynka pobudzone, a taki właśnie żelowy kompres maska skutecznie redukował wszystkie te objawy. skóra szybko się "uspokoiła, wyciszyła" ;-))) wróciła do normy. Dlatego teraz mam zawsze jakąś w pogotowiu. Tak na wszelki wypadek i dla przyjemności ;-). Co do maseczki z DERMIKI to jakoś stopniowo odchodzę właśnie od tego typu maseczek. Mam wrażenie, że skóra się po nich bardziej przetłuszcza. Może to tylko zbieg okoliczności, nie wiem dokładnie. Jednak nie wywarła ona na mnie tak dużego wrażenia, żeby się nad nią tu dłużej rozpisywać. Zdecydowanie z tego zestawu najbardziej sobie chwalę maski z firmy MARION i BIELENDA, one zdecydowanie odpowiedziały na potrzeby mojej skóry. Ocena: 10/10 maseczki lubię, a te żelowe jeszcze bardziej ;-)))



DOMOL Odświeżacz powietrza w dyfuzorze - w zasadzie zastanawiałam się czy o nim tutaj pisać, ale znalazł się w koszyku, więc już niech będzie. Jakiś czas temu, to chyba było przed świętami dostałam bardzo ładny odświeżacz tego typu w prezencie. Buteleczka, flakon a do niej w zestawie kwiat podobny do piwonii z sznurkiem. Zapach unoszący się pomieszczeniach był bardzo ładny, delikatny, kwiatowy. Chciałam go przedłużyć, bo wlana do niego mieszanka znikała w oka mgnieniu. Będąc w Rossmanie natrafiłam na tego typu uzupełnienie do takich odświeżaczy. Wybrałam również zapach kwiatowy - białe róże, z nadzieją, że będzie ten sam efekt. Niestety, nie był. :-( Zapach okazał się nieziemsko sztuczny. W sumie czego się można było innego spodziewać zaglądając na skład. Niestety większość została zużyta na...klatce schodowej bo nie była wstanie go znieść w pomieszczeniu. Jak widać zapach zapachowi nie równy. Będę teraz szukać tego oryginalnego ;-)))) Koniec z półśrodkami. Nie będzie to łatwe, bo na flakonie nie ma oznaczeń, nazw, niczego, a opakowania kartonowego nie zachowałam ;-(. Zawsze przecież mogę też zadzwonić do Darczyńcy ;-))))) Myślę, że nie będzie prosiak i mi poda namiary na miejsce zakupu mojego egzemplarza  ;-)))) Ocena:0/10



PRÓBKI, TESTERY - Robiąc porządki, te jeszcze świąteczne, natrafiłam na torebkę z próbkami do której wrzucałam kolejne sztuki otrzymane przy zakupach drogeryjnych. Po zagłębieniu się w temacie okazało się, że większość jest kompletnie nie dla mnie i nie będę z nich korzystać. Powędrowały więc szybko w świat do rodziny lub koleżanek ;-) Po tej eliminacji pozostała już mniejsza, aczkolwiek pokaźna sterta testerów. Kolejnym kryterium selekcji była data ważności. Oczywiście rozdane próbki też sprawdziłam wcześniej ;-)))) Okazało się, że na szczęście tylko kilka już jest po dacie. A były to m.in. PAT&RUB kremy koloryzujące średnim i jasnym. Widać na nich wyraźne rozwarstwienie i nie odważyłam się nawet włożyć do nich palca. Lądują w koszu. Odzyskam tylko z nich słoiczki przydadzą się na inne mazidła ;-))) Ten sam los spotkał krem pod oczy CLINIC. Niestety próbowała go stosować ale nie przypadł mi do gustu. Oczy łzawiły mi po jego zastosowaniu. A teraz ma on nieprzyjemny, dziwny zapach, więc nie ma co ryzykować. Bye, bye! ;-)) Przyjemnie zaskoczyła mnie próbka bazy pod makijaż GOSH. Dość długo zapobiegała świeceniu się buzi, choć nie znalazłam w niej nic typowo matującego. Świetnie rozprowadzały się na niej podkład, zwłaszcza te w sztyfcie. Teraz mam inną bazę, ale ta próbka ląduje w pudełku z napisem "KUPIĆ PONOWNIE!" ;-) Tak samo stanie się z kolejnym testerem: Mydło Naturalne Borowinowe The Secret Soap Story. Dawno już nie stosowałam mydła w kostce na twarz. To mydełko bardzo dobrze oczyszcza skórę. Zauważyłam też, że w połączeniu z tonikiem Eucerin skóra o wiele mniej się przetłuszczała w ciągu dnia. Dzięki temu mogłam zrezygnować całkowicie z kremów, podkładów matujących. Po ich dłuższym stosowaniu zaczynałam mieć problemy z przesuszonymi partiami skóry.  Teraz kończę żel z Vichy, ale potem kupie sobie pełnowymiarowe mydełko ;-) Co do próbki kremu ROC to miałam mieszane uczucia co do jej używania ;-(  Nie było na niej daty ważności. Drobiazgowo przejrzałam każdy centymetr opakowania i nic. jakiś feler ??? Dlatego ostatecznie próbka wylądowała na dłoniach a nie na twarzy. Trochę potem żałowałam bo krem pięknie pachnie. W zasadzie to taki trochę kremo-żel. Bardzo ładnie się wchłonął. To krem nawilżający do ceru podrażnionej i suchej. No cóż może i bym się skusiła na jego zakup, gdyby nie totalny brak dostępności. I tutaj nasuwa mi się pytanie: jak długo ta próbka leżała w składziku ?????? :-)))) Aż boje się odpowiadać na  to pytanie. ;-))))





CLEANIC Chusteczki odświeżające - to już obowiązkowy element mojej kosmetyczki i nie tylko. Mają tak wszechstronne zastosowanie, że trudno by mi było wszystkie wymienić. Mam je przy sobie  i sprawdzają się w każdej sytuacji. ;-)))) Nie mam jakichś specjalnie ulubionych. Zależy które akurat wpadną mi do ręki lub koszyka ;-)))) Niezmiennie ocena:10/10 ;-)))




Wyjątkowo w tym denku znalazły się aż 3 produkty do makijażu.  Bazę SEPHORA miałam już wielokrotnie jako próbki. To chyba najchętniej rozdawany produkt tej marki. U mnie sprawdzała się bardzo dobrze. Ja poza przetłuszczaniem się skóry nie mam większych problemów które warunkowały by używanie takiej bazy. W zasadzie sięgałam po nią tylko wtedy gdy używałam podkładów w kremie lub sztyfcie. o wiele lepiej prezentowały się na niej niż na "gołej" skórze ;-))) Niestety wydajność nie jest zbyt duża. Gdy już się za nią zabrałam to od razu zauważyłam, że znika w zastraszającym tempie. Teraz mam inne tańsze odpowiedniki i na razie nie przewiduje do niej wrócić. Ale kto wie może kiedyś ;-)))  Paletkę BOURJOIS Les Naturels 53 mam od ... nie wiem kiedy :-(((  Ale te cienie były tak mocno napigmentowane, że mogłam naprawdę niewielką ilością zrobić cały makijaż oka. Jeszcze trochę mi ich zostało ale zrobiłam z nich nowy cień. Post o tym znajdziecie tutaj. ;-)  Wśród kosmetyków kolorowych trafiła mi się również próbka różu EVERY DAY MINERALS Summer Stroll ;-))) Piękny opalizujący brzoskwiniowy róż.  Bardzo mi się podobał. Już ostrze sobie na niego pazurki. ;-))) Pełnowymiarowe opakowanie dość dużo kosztuje więc cieszę się, że była możliwość go najpierw wypróbować.  Ten róż to taki pomieszany róż z rozświetlaczem. Ślicznie mienił się w Słońcu. A w lecie na opalonej skórze wyglądał obłędnie. Na pewno, na pewno sprawię sobie go jeszcze raz ;-))))  Ogólnie ocena 9/10 Spokojnie mogłabym kupić je jeszcze raz ;-))) Róż na 100% ;-)


Wow koniec. Nieźle się tego uzbierało. Gratuluje wytrwałości jeśli przebrnęliście przez całość i dotarliście aż tu. ;-)) Mam nadzieje, że było warto ;-))))

A Wy mieliście którąś z tych rzeczy ??? 
Sprawdziła się u Was??? 
A może używacie czegoś lepszego ????
Podzielcie się opinią ze mną i z innymi ;-)))  
Zapraszam do komentowania ;-))) 
Pozdrawiam
Miłego dnia ;-)
k.smazik ;-)

Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...