wtorek, 5 listopada 2013

Myśl Przedszkolaka ;-)))))

"Dzieci trzeba dużo przytulać,
żeby były dzielne...
żeby same umiały podciągnąć spodnie..."

Autor nieznany

Więcej takich ciekawych przemyśleń przedszkolaków w audycji  "Dzieci wiedzą lepiej" tutaj można odsłuchać ostatni odcinek (klik).

A jeśli jeszcze Wam mało to odsyłam na You Tube np. tu - klik.

I pamiętajcie "Dziecko prawdę Ci powie" ;-) jaka by ona nie była ;-);-);-)Czasami w najmniej odpowiednim momencie ;-);-);-) 

POLECAM NAPRAWDĘ WARTO ;-)

Pozdrawiam
Miłego słuchania
k.smazik ;-)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Myśl dnia ;-)))


"Pocałunek jest cudownym trikiem natury,
żeby przestać mówić, kiedy słowa stają się zbędne. "

Ingrid Bergman

niedziela, 3 listopada 2013

YVES ROCHER Cure Solutions maseczka przywracająca świeżość i blask ;-)))

Rozpoczęła się jesień a to najlepszy czas na różnego rodzaju zabiegi pielęgnacyjne. W okresie jesienno-zimowym częściej sięgamy po maseczki, wykonujemy różnego rodzaju zabiegi w gabinetach kosmetycznych czy masażu. Ja do gabinetu na razie się nie wybieram, ale w domu zafunduje sobie chwilę relaksu ;-)))

Zdecydowałam się powrócić do maseczek ;-)))) Moją ulubioną już od dwóch lat jest:

YVES ROCHER Cure Solutions Maseczka przywracająca świeżość i blask ;-)))



Produkt dostępny w sklepach producenta znajdziemy na pułkach z serią Cure Solutions. Dostaniemy tam ładnie zapakowaną w tekturowe, ofoliowane pudełko tubę mieszczącą 50 ml maseczki.


Cena jest wysoka 75 zł za takie opakowanie. Jednak jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tyle zapłacić. System rabatowy tej firmy pozwala na zakupy nawet z 50% zniżką. W tym miejscu jednak pojawia się myśl: Ile te kosmetyki faktycznie kosztują, że producent tak hojnie rozdaje kupony rabatowe na prawo i lewo ????? ;-))) Ale to temat na dłuższą dyskusję ;-)).

Ale wracając do tematu ;-)) Producent określa jej właściwości jako oczyszczające i wygładzające. Kieruje ją do kobiet które cytuję: "(...) chcą walczyć z mającymi niekorzystny wpływ na skórę czynnikami zewnętrznymi. " To już dość oklepany slogan :-(( Ale najbardziej podoba mi się: "Wystarczy 5 minut, by skóra była dogłębnie oczyszczona z zanieczyszczeń." ;-))) Przy tym zdaniu można tylko się uśmiechnąć ;-)) Zmarszczki zostaną wygładzone, a skóra ma odzyskać naturalny blask.


W składzie pojawia się nam wyciąg z ziaren drzewa Moringa jako główny komponent działający. Nazywane jest "cudownym drzewem" z okolic Himalajów. Jego wszechstronne zastosowanie sprawiło, że rozpowszechniło się na Azję, Afrykę i Amerykę Łacińską. Lista pożytecznych zastosowań każdej z części tej rośliny jest bardzo długa i stale rośnie. Stanowi ona jednocześnie lekarstwo, pokarm, źródło oleju, naturalny pestycyd dla rolnictwa, środek czyszczący, a obecnie nawet biopaliwo. Jest tak rozpowszechnione w tak niedostępnych zakątkach jak np. tereny pustynne Afryki, gdyż jest ono niezwykle wytrzymałe na niesprzyjające warunki środowiskowe. Owocuje nawet w czasie suszy. Jego owoce po zmiażdżeniu potrafią oczyścić wodę. Oleiste nasiona są bogactwem aminokwasów, protein, witamin i minerałów. Składniki w nim zawarte działają przeciwzapalnie, tonizująco, nawilżająco i antyseptycznie.
Oprócz niego w skład maski wchodzi również żel aloesowy o łagodzącym, regenerującym działaniu. Nawilża on skórę, poprawia mikrokrążenie. Znany jest również efekt przeciwzapalny a nawet przeciwbakteryjny i przeciwgrzybiczy aloesu.Wyciąg z zielonej herbaty reguluje aktywność gruczołów łojowych przez co często stosowany jest w kosmetykach dla cery tłustej  i trądzikowej. Działa antyseptycznie i zmniejsza zaczerwienienia. Olej sezamowy bogaty w wiele składników m.in. tokoferole, mikroelementy, witaminę B6, kwasy omega 6. Stosowany w kosmetykach jako środek anti-aging. Reguluje pracę gruczołów łojowych oraz poprawia krążenie krwi. 
Najbardziej tajemniczym z naturalnych składników maseczki jest olejek saro z Madagaskaru. Roślina stosowana przez szamanów jako neutralizator czarów ;-) Przede wszystkim pobudzająco i dopingująco. W kosmetyce to przede wszystkim antyoksydant. Pobudza naturalną odporność organizmu na czynniki zewnętrzne. Wykazuje też działanie antybakteryjne co wykorzystuje się go w leczeniu ropni i ran.

INCI:
Aqua, Glycerin, Aloe barbadensis leaf juice, Methyl propanediol, Alcohol, Sodium polyacrylate, Propylene glycol, Sesamium indicum seed oil, Maniferin, Parfum, Phenoxyethanol, Cinnamosna fragrous leaf oil, Camellie sinensis leaf extract, Butylene glycol, Moringa pterygosperma seed extract, Linlool, Limonene, Methylparaben, Cl 15985, Cl16035

Niestety skład nie jest wolny od chemicznych elementów. Możemy tu znaleźć sztuczne barwniki (Cl 15985/ Cl 16035) oraz konserwanty (propylene glycol i methylparaben). Jako rozpuszczalnik zastosowano tu oprócz wody również alcohol i butylene glycol. Jest to niezbędne minimum, które było wymagane, aby otrzymać oczekiwaną trwałość i konsystencję. Coś za coś ;-)

Zapach charakterystyczny dla całej linii. Ja bym go określiła jako ziołowo-cytrynowy. Jest bardzo intensywny, ale nie męczący. Maseczka ma  pomarańczowy półprzeźroczysty, raczej mętny kolor.  


 Konsystencja zbliżona do żelu, zawiesista. Łatwo się rozprowadza zarówno palcami jak i pędzlem. Przy czym ta druga metoda jest bardziej efektywna i mniej produktu wbrew pozorom się marnuje. 




Stosowałam ją 1-2 razy w tygodniu i tak też zaleca producent. Na 5-10 minut to w zupełności wystarczy. Czasem robiłam ekstra aplikację rano, jeśli miałam czas, a noc była "ciężka" ;-) Od razu widać efekt. Cera jest jaśniejsza, rozpromieniona, miękka i elastyczna. Zaczerwienienia złagodzone i zmniejszone. O wiele lepiej nawilżona, sprawiająca wrażenie gładszej. Z wszystkich maseczek YVES ROCHER które miałam do tej pory to mój zdecydowany ulubieniec.
Ocena: 10/10 Mam w planie kolejne opakowanie ;-)))

A Wy znacie tą maseczkę ??? Sprawdza się u Was a może znacie lepsze ???? Podzielcie się opinią ;-))

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

sobota, 2 listopada 2013

Denko PAŹDZIERNIK ;-) MAKIJAŻ

W październiku ilość pustych opakowań okazała się na tyle duża, że aby Was nie zanudzić podzieliłam ten wpis na kilka mniejszych.

Oto pierwszy w tej serii: MAKIJAŻ

AVON Super SHOCK MAX mascara - a jednak to już koniec. Obszerny jej opis zamieściłam w jednym z ostatnich postów ( klik) . Dalej jestem z niej zadowolona. Bardzo łatwo uzyskać nią efekt gęstych i dokładnie rozczesanych rzęs. Ocena : 10/10 ;-) Zasłużenie

 
KOBO Professional LONG LASTING EYE LINER - teraz wszystko nazywa się "professional", bo jak nie to już nie działa. Wodoodporna formula z wit. E i woskiem pszczelim - nie zauważyłam. Często zdarza mi się, że łzawią mi oczy, zwłaszcza na powietrzu. Niestety wodoodporność kredki jest równa zero. Ot taka sobie zwykła wysuwana kredka. Podoba mi się patent z temperówką w zakończeniu. Duże brawa za to ;-)  Kredka jest bardzo dobra i wszechstronna w użyciu. Służyła mi jako konturówka do oczu, kredka do brwi oraz przy cieniowaniu oka lub wykonywaniu smoky. Jest miękka dzięki czemu łatwo się nie rysuje oraz rozciera w razie konieczności. Ocena: 7/10 (-3 pkt. za brak obiecywanej przez producenta wodoodporności)



RIMMEL Wake Me Up 200 Soft Baige - stosowałam go całą zeszłą zimę i wiosnę. Na lato poszedł w odstawkę. Teraz, gdy moja cera jest jaśniejsza znów do niego wróciłam. Mieszam go z odcieniem ciemniejszym i w ten sposób otrzymuje idealny kolor. Opakowanie z pompką mieści 30ml. Dzięki swojej zawiesistej konsystencji podkład ścieka po ściankach szklanego flakonu i utrzymuje się stale na dnie opakowania. Dzięki temu produkt się nie marnuje. Od razu trzeba zaznaczyć, że nie jest to podkład matujący. Wręcz przeciwnie. Działa nawilżająco i rozświetlająco. To wszystko za sprawą kompleksu witaminowego. Jednak czy jest tak naprawdę nie dane mi było sprawdzić, bo producent nie umieszcza składu na produkcie. Odsyła nas do sprzedawcy, który taką informację powinien posiadać. W sumie nigdy tego nie weryfikowałam ;-)))) czy faktycznie ją tam znajdę. Ja stosuję go w połączeniu z pudrem matującym. To połączenie sprawdza się u mnie najlepiej, a skóra ma delikatny blask, wygląda zdrowo. Taki efekt w pełni mnie zadowala. Ocena: 10/10 Wrócę do niego na pewno nie raz ;-)))



CELIA Pomadko-błyszczyk NUDE 601 - Przyszedł ten czas, że Celia 601 ląduje w koszu. Ten blado różowy kolor świetnie sprawdzał się u mnie o każdej porze. Bardzo przyjemny winogronowy zapach towarzyszył mi codziennie. Jestem bardzo z niej zadowolona. przede wszystkim dobrze nawilża. Śmiem twierdzić, że sprawdza się o wiele lepiej niż słynne Lip Butter REVLON. Delikatny, nienachalny kolor sprawdza się przy każdej okazji i w każdym rodzaju makijażu. Więcej pisałam o niej tutaj. Wystarczyła mi na długi czas, bo stosowałam ją na przemiennie z pozostałymi kolorami. Ale nr 601 wybierałam najczęściej, stąd ona pierwsza sięgnęła dna. 
Ocena: 10/10 Kupiłam już następną ;-) 



SEPHORA Maniac Mat 02 - to najtrwalsza szminka z jaką miałam do czynienia do tej pory. Blady, brudny róż ;-))) Mam też inne kolory, ale w tym najlepiej się czułam i nosiłam ją ciągle. Jeśli chodzi o trwałość to sama w sobie, bez użycia konturówki lub bazy wytrzymuje spokojnie kilka godzin (4-5 według mnie) i  nie wymaga poprawek. Jednak jest jedno ALE !. Swoją trwałość przypłacam mocnym wysuszeniem ust. Przed jej nałożeniem konieczne jest wykonanie peelingu ust. Może to być wykonane miękką szczoteczką do zębów lub specjalnym do tego celu preparatem. Potem na kilka minut nakładamy grubą warstwę balsamu nawilżającego lub odżywczego. Jego nadmiar po paru minutach ściągamy chusteczką higieniczną i tak przygotowane usta dopiero możemy pokryć tą szminką. W przeciwnym razie uwidoczni ona wszelkie niedoskonałości naszych ust, takie jak suche skórki, pęknięcia czy bruzdki, Często w ciągu dnia mieszałam ją z Celią NUDE pomadko-błyszczyk 601. Otrzymywałam wtedy świetny naturalny, lekko połyskujący kolor ust. Jednak kosztem trwałości, gdyż składniki Celii rozpuszczały szminkę Sephory i ścierała się ona zdecydowanie szybciej. Więc coś za coś ;-)
Cena jest dość wygórowana, bo ok 30 zł za tak małą porcję pomadki. Sephora często robi promocje od -10 % do nawet - 50%, więc warto zaczekać i wtedy skorzystać z takich okazji. 
Ocena: 10/10 Jeśli trafi się okazja to z pewnością ją zakupię ponownie. 



YVES ROCHER Couleurs Nature Plumping Sheer Gloss 03 MANGUE - czemu tak się dzieje, że naprawdę dobre, funkcjonalne produkty są zdejmowane z oferty producenta. Zastępowane są niby tymi samymi kosmetykami tylko w nowej szacie graficznej. Ale nie jest tak do końca, bo jakość też na tym cierpi. Dotyczy to nie tylko branży kosmetycznej. Podobno klienci potrzebują coraz to nowszych rzeczy. Może i tak. Ale są też tacy, którzy chcą sprawdzonych, chociaż starych produktów. O nich firmy zapominają :-(((  Ale przechodząc do sedna mojego wywodu to jest jeden z takich produktów.  Świetny błyszczyk z kategorii tych bardziej lepkich, a przez to bardziej trwałych. Na ustach daje efekt mocno nawilżonych, wilgotnych ust. Delikatnie podkreśla naturalny kolor, lekko go ożywiając. Mój kolor to Mango. Żywy mleczny róż. Po nałożeniu na ustach daje się odczuć lekkie mrowienie. Usta stają się przez to bardziej pełne i ich naturalny kolor bardziej żywy. Dzięki lepkiej konsystencji i drobinką odbijającym światło błyszczyk na prawdę daje efekt pełniejszych, powiększonych ust. Niestety jak już powiedziałam we wstępie ten produkt jest już wycofany z oferty producenta, a to wielka szkoda. Ale z tego co dowiaduje się od znajomych firma bardziej znana jest z kosmetyków pielęgnacyjnych niż kolorowych. Więc pewnie firma ogranicza tę sferę swojej produkcji do minimum, stąd częste zmiany w asortymencie. 
Ocena: 10/10 Niestety nie kupię ponownie bo nie ma :-((((


Jeśli chodzi o makijaż to wszystko ;-)))))
Znacie te kosmetyki ???? A może znacie ich odpowiedniki ;-))))
Podzielcie się informacją w komentarzach ;-)))

Pozdrawiam
Miłego dnia 
 k.smazik ;-)

piątek, 1 listopada 2013

Wibo WOW effect sand nr 4 - cukierkowy czy piaskowy ? ;-)

Szał na lakiery o piaskowym lub cukrowym wykończeniu opanowała już chyba całą blogosferę. Na licznych zdjęciach prezentują się one naprawdę ciekawie żeby nie powiedzieć rewelacyjnie ;-)  Jednak ciekawa byłam jak to wygląda na prawdę na żywo.
Z oferty drogeryjnej wybrałam: 

Wibo WOW effect sand nr 4



W buteleczce o pojemności 8,5ml umieszczona jest pięknie mieniąca się krwista czerwień. Cena jest bardzo przystępna bo ok.7 zł i jeśli któraś z Was chciałaby sprawdzić po prostu jak taki cukrowy manicure będzie się u niej sprawdzał to jest to rozsądny wybór.




W ofercie  producenta standardowo gama kolorów obejmuje 4 odcienie podstawowe, matowe lakiery oraz 4 pod nazwą WOW Glamour Sand które zawierają duże drobinki brokatu. 



 Więcej informacji możecie znaleźć na stronie producenta (klik).

Moja czerwień pięknie mieni się w świetle będąc jeszcze w opakowaniu, a w efekcie końcowym staje się matowa ;-))) Wystarczające krycie uzyskałam już po nałożeniu 2 warstw. Jedna jest zdecydowanie zbyt przezroczysta i ilość powstałych drobinek mało estetyczna. Druga warstwa jest wystarczająca, aby otrzymać efekt w pełni kryjącą i dającą głęboki kolor. 



Jeśli chodzi o trwałość to jak dla mnie jest to najlepszy lakier jaki miałam do tej pory. Minęło już 5 dni, a nie widać śladów zużycia, odprysków. A muszę tu zaznaczyć, że lakier położony jest samoistnie. Bez lakierów bazowych, top coat'u czy innych wspomagaczy. Ciekawe czy to jest związane tylko z "cukrową" strukturą lakieru ;-)) Jeśli przetrwa w takim stanie kolejne kilka dni to będzie prawdziwy rekord ;-)))








Aplikuje się go bardzo wygodnie i szybko. Pędzelek jest na tyle szeroki i sztywny, że wystarczą dwa ruchy, aby pokryć płytkę jednolicie. Łatwo jest też nim manewrować i wymodelować płytkę paznokcia.Nic dziwnego, bo konsystencja jest bardzo płynna. Spodziewałam się czegoś gęstszego, a przynajmniej bardziej mazistego ;-)))
Pierwsza warstwa wyschła w mgnieniu oka. Z drugą już nie było tak super, ale i tak całkiem nieźle. Całość wyschła po ok. 10-15 minut.



Ocena końcowa ;-)) Bardzo, bardzo dobre pierwsze wrażenie ;-))) Wprawdzie w efekcie końcowym na pazurach mam bordo, a nie czerwień, tą z flakonika. Ale oba kolory bardzo mi się podobają. Trwałość jest naprawdę świetna. Przy całkowitym braku wspomagaczy to ocena celująca ;-))) Zobaczymy jak długo to dobre pierwsze wrażenie się utrzyma ;-)))) Jeśli nic się w tej kwestii nie zmieni, to pewnie skuszę się na inne kolory ;-)))Matowy efekt końcowy okazał się bardzo elegancki zwłaszcza w wydaniu ciemnej czerwieni. Produkt godny polecenia, szczególnie dla tych z Nas które cierpią na chroniczny brak czasu ;-)))) Szybka i precyzyjna aplikacja oraz wysychanie w mgnieniu oka to jest to czego szukacie ;-))) 


A Wy macie swoje ulubione lakiery tego typu ?????
Możecie jakieś polecić???

Pozdrawiam
k.smazik ;-)))

poniedziałek, 28 października 2013

CATRICE Made to Stay Eyeshadow - odkrycie lata ;-)))

     Od tego lata cienie w kremie są moimi faworytami jeśli chodzi o makijaż oczu. Kiedyś wydawało mi się, że to najbardziej kłopotliwy kosmetyk do makijażu oka. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Cienie w kremie, a zwłaszcza te metaliczne zastępują nam całą paletę cieni. Jednym kolorem możesz pomalować oczy i uzyskać przestrzenny, cieniowany makijaż. Nawet tak pracochłonny makijaż jak smoky eye stanie się o wiele prostszy i szybszy w wykonaniu.

Moim pierwszym kosmetykiem tego typu był cielisty satynowy cień Make Up For Ever AQUA CREAM 13. Produkt nie do zdarcia, ale cena mnie powaliła ;-))) Nie byłam wstanie nawet zużyć połowy opakowania przed końcem ważności, taki był wydajny i niestety powędrował do kosza. Postanowiłam wypróbować coś innego i wtedy trafiłam na:

CATRICE Made to Stay Eyeshadow


Cena regularna to ok. 15 zł. Nie jest ona specjalnie wygórowana, ale uważam, że jest adekwatna do jakości produktu. Często można było też spotkać obniżki nawet do 50 %, więc wtedy z tego robią się już grosze ;-)) Na taką ofertę też natrafiłam i stałam się właścicielką takich kolorów:




020 - Romas Gone Bad
040- Lord Of The Blings
050- Metall Of Honor
060- Jennifer's Goldrush
070- Mauvie Star
080- Copper & Gabbana

Mamy tutaj kolory od złotego w odcieniu poramańczowym lub beżowym oraz stare złoto. Ciemny brąz oraz fiolet i szarości. Wszystkie dają metaliczne wykończenie. Jednak wielkość i nasycenie drobinek brokatu jest różna. Najbardziej brokatowy jest fiolet (070). Pozostałe są bardziej jednolite. 







Aplikacja nie jest tak łatwa jak by się wydawało. Można je nakładać pędzlem, najlepiej syntetycznym. Ja polecam jednak własne palce i metodę wklepywania i rozcierania. Od razu nie uzyskamy może spektakularnego efektu, ale ćwiczenie czyni mistrza i szybko dochodzimy do wprawy. Więc radziłabym najpierw się po prostu nimi pobawić, poćwiczyć. Jeśli wcześniej nie stosowałyście takich cieni to nie jest dobry pomysł aby się za nie brać tuż przed ważnym wyjściem. Szkoda waszych nerwów ;-)))) Tu jednak pojawia się przeszkoda - opakowanie. Estetyczne, a nawet eleganckie. Jest ono jednak niepraktyczne. Nabieranie odpowiedniej ilości jest utrudnione aczkolwiek nie niemożliwe. Trzeba się będzie upaćkać. Część produktu dostaje się pod paznokcie - czego nie znoszę ;-((((

Trwałość niestety nie powala na kolana, jak to było z MUFE. Same cienie nie wytrzymują długo na powiece. Najwyżej po kilku godzinach (max.3) rolują się lub topią zbierając się w zagłębieniu powieki. W połączeniu z bazą stają się o niebo trwalsze. Praktycznie są nie do ruszenia przez cały dzień. To dla mnie duża wygoda. Stosuje je same lub w połączeniu z innymi cieniami. Jako bazę dla cieni sypkich i pigmnetów. Przy aplikacji jednak trzeba pamiętać o tym, że po zaschnięciu są praktycznie nie do ruszenia. A każda próba ich rozcierania skończy się zniszczeniem makijażu lub podrażnieniem skóry. 

Podsumowując - jestem zadowolona. Chociaż wybór kolorów jest dość ograniczony. Zastanawiam się tylko czy uda mi się choć jeden z nich zużyć do końca. Mam je już pół roku, a jak widać na zdjęciach ubytek jest niewielki, wręcz znikomy. Trwałość po otwarciu to tylko 12M. Pewnie większą cześć będę musiała wrzucić do kosza. Na razie nie zauważyłam żeby wysychały lub traciły swoje właściwości.
Ocena: 10/10 Fajna sprawa dla tych z nas, które są zabiegane lub które chcą jak najmniej czasu spędzać na robieniu makijażu, a mimo to wyglądać efektownie. 

A Wy macie? Lubione cienie w kremie? Jakie są Wasze ulubione? 

Pozdrawiam
k.smazik ;-))

niedziela, 27 października 2013

sobota, 26 października 2013

"SĘP" - kino i myzyka ;-))))

     Od dłuższego czasu nie jestem zwolenniczką polskiego kina. Może sprawiły to "traumatyczne przeżycia" związane z przymusem oglądania kolejnej wielkiej ekranizacji dzieła polskiego wieszcza lub noblisty, na który byliśmy zapędzani do kina w czasach szkolnych. W większości tych przypadków był to najnudniej spędzony czas w moim życiu i naprawdę wolałam już być na lekcjach niż siedzieć w kinie .
 Późniejsze zetknięcia z polską kinematografią również nie były udane. Komedie okazywały się być w ogóle nie śmieszne i poniżej jakiegokolwiek poziomu. Tzw. kino konesera czy z przesłaniem często już przed premierą okrzyknięte "najważniejszym obrazem polskiego kina" do mnie nie przemawiało. Większość z tych obrazów epatuje sadystyczną przemocą i wulgarnością. Po ich obejrzeniu można już tylko szukać sznura i gałęzi.

     Ale żeby nie było niedomówień. Tylko krowa nie zmienia zdania, więc ja co jakiś czas próbuję dać rodzinnym twórcą szansę. I tak za namową otoczenia sięgnęłam po sensacyjnego "SĘPa". Z mieszanymi uczuciami, choć też z odrobiną nadziei zasiadłam na ponad dwie godziny przed ekranem.



     Film szumnie zaliczony został do gatunku thriller. Jednak jeszcze daleko mu do tego. Obraz trzyma nas w napięciu, ale bez przesady, to nie są tego typu emocje. Scenariusz wydaje się być dość przerysowany, wręcz w komiksowy sposób. Główny bohater zwany Sępem to policjant, który jak na dotychczasowy wizerunek polskiej policji w filmach, ma nowatorskie podejście do rozwiązywania przestępstw. Trochę czułam się jakbym oglądała serial "Wzór" tylko z mniejszym budżetem ;-) Nieprzekupny, z zasadami, sprawny fizycznie, normalnie ideał lub Superman w konspiracji ;-) Fabuła jest na tyle zawiła, że wciąga widza i nawet nie wiem kiedy minął mi czas na oglądaniu.
Obsada jak na polski film nie będący epopeją narodową naprawdę imponująca. Żebrowski, Olbrychski, Seweryn, Fronczewski, Grabowski, Baka, Sadowski itd. Panie są w zdecydowanej mniejszości. Głowna rola żeńska w wykonaniu Anny Przybylskiej do końca nie jest dla mnie zrozumiała. Nie mam tu na myśli samej aktor a postać przez nią granej. Jej bohaterka nie wnosi nic do  fabuły czego nie można by było pominąć. Anna Dereszowska choć chwilowo pojawiająca się na ekranie wydaje się być bardziej sensowną postacią i jej obecność w filmie jest uzasadniona.

Niewątpliwie dużym atutem filmu jest muzyka zespołu Archive. To ona buduje nastrój każdej sceny, nawet gdy są one przerysowane i wręcz groteskowe. Brytyjczycy spisali się świetnie pisząc całą muzykę do filmu. Na pewno sprawię sobie ścieżkę dźwiękową z tego obrazu.

Generalnie film tragiczny nie jest. Nie padłam na nim z nudów, ani nie miałam ochoty wyrzucić odtwarzacza za okno. Ciągle słyszę, że nie umywa się do amerykańskich filmów. Ale czy naprawdę musi. Niech to będzie nasz dobry film sensacyjny. Nie ten budżet i nie ta technologia. Jak na nasze możliwości uważam, że jest to dobry film. Aż sama się sobie dziwię, że to mówię. Parafrazując, to jest film na miarę naszych możliwości ;-))))
Ten obraz i jego główny bohater pozostawiają nas z tematem do przemyślenia: czy czynienie zła w imię dobra i dobrych intencji rozgrzesza winowajcę. Czy mielibyśmy odwagę by podjąć taką decyzję i stanąć po odpowiedniej stronie ?
Ocena:7/10 Dobry film. Może ktoś pójdzie tym tropem, dopracuje parę szczegółów. Zbuduje zawiłą, ale sensowną intrygę i wtedy będziemy mieli wreszcie polski thriller. 

Pozdrawiam
Miłego oglądania
k.smazik ;-)

piątek, 25 października 2013

AVON super SHOCK MAX mascara ;-)))

Dziś na tapetę biorę tusz do rzęs, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Kiedyś miałam już tusz z silikonowa szczoteczką i okazał się on wielkim bublem. Była to maskara Milion Lashes L'OREAL. Maskara po pewnym czasie poszła do kosza, a źle wrażenie pozostało. Pamiętam tylko posklejane i bardzo rzadkie rzęsy, kruszący i osypujący się tusz ;-(((((

Tym razem zamówiłam AVON super SHOCK MAX mascara ;-))) Faktycznie SHOCK MAX;-))))



Opakowanie zawiera 10ml tuszu. Konsystencja moim zdaniem w sam raz. Niezbyt płynna więc nie rozmazuje się i nie odbija ;-) Nie zauważyłam, aby się kruszył, czy osypywał nawet po nałożeniu kilku warstw. Nic z tych rzeczy ;-)))

Cena jak na tusz dość przystępna, a liczne promocje i przeceny sprawiają, że może ona być jeszcze lepsza. W internecie możecie sprawdzić aktualne i przyszłe ceny (klik). Czasem warto poczekać na bardziej korzystną cenę.
Mój egzemplarz zakupiłam chyba w czerwcu właśnie w promocji. Jednak zaczęłam go używać w sierpniu. Od razu przypadł mi do gustu ;-)))

Ma ciekawą szczoteczkę :



Ilość sylikonowych wypustek jest na tyle duża, że rzęsy są dobrze rozdzielone i pogrubione. Spokojnie wystarczy jedna warstwa dla efektu WOW ;-) Nałożony tusz szybko wysycha dzięki czemu nie ma ryzyka zniszczenia makijażu, jeśli chcemy nałożyć kolejną warstwę. Efekt jaki daje tusz widoczny jest na zdjęciach poniżej:





Kończy się październik i kończy się trzeci miesiąc stosowania tego tuszu. Naklejka z terminem ważności po otwarciu 3 miesiące jest jak najbardziej adekwatna do możliwości zużycia produktu. Wydaje mi się nawet, że jest go już bardzo mało w opakowaniu i coraz trudniej go nabierać.  Nie zauważyłam, aby zmieniła się konsystencja czy zapach tuszu do chwili obecnej.

Ocena: 10/10 Jak najbardziej zasłużona, na pewno powrócę do niego. Jak skończę go, to na pewno zostawię sobie szczotkę, bo jest świetna i przyda mi się.

Pozdrawiam
Miłego dnia
k.smazik ;-)

środa, 23 października 2013

wtorek, 22 października 2013

Second hand - lepiej nie wchodzić ! ;-)))

    Tytuł posta jest trochę przekorny. Nie zalecałabym wizyty w tym miejscu osoba niezdecydowanym i trudno podejmującym decyzje, gdyż mogą tam utknąć na dobre;-)) Mój cel był jasny - płaszcz jesienny. Niezbyt gruby, raczej lekki taki na teraz. Cel mogę szczerze przyznać został osiągnięty. Nawet z nawiązką ;-))) Kupiłam dwa płaszcze. 

     Pierwszy trochę turkusowy, trochę zielony morski. Z bliska ma fakturę w jodełkę. Podszewka już zdecydowanie bardziej zielona. Płaszczyk ma długość trochę powyżej kolan, więc tak jak lubię. Bardzo fajnie się układa dzięki zaszewką na plecach. Był całkiem nowy. Od wewnątrz, przy metce znalazłam komplet zapasowych guzików w woreczku. A łańcuszek do powieszenia był zapakowany w papierek. Wyglądał na oryginalnie fabrycznie zapakowany. ;-)



Drugi okaz to dzianina, trochę przypominał z daleka karakuły. Na szczęście to nie futro ;-) Ma parę guzików, jednak gubią się one w fakturze materiału. Znalazłam w pasmanterii ciekawe guziki, więc poddam go małemu liftingowi. Zobaczę też co by mi się udało zrobić z tym kołnierzem. Płaszcz jest już dłuższy, pod kolana. Podszyty czarną podszewką. Oba płaszcze kosztowały po 60 zł sztuka. Więc bardzo przyzwoicie ;-)))

Oprócz płaszczy natrafiłam na świetną skórzaną marynarkę. Lekko zwężaną w talii. Również nowa, bez znaków użytkowania na kołnierzu czy rękawach. Z kompletem zapasowych guzików wszytych wewnątrz. Za 40 zł to naprawdę dobry egzemplarz.

Jakiś czas temu znalazłam tam świetną "misiatą" ciepłą górę od piżamy. Tym razem trafiłam na spodnie do niej ;-) Mam teraz komplet ;-) Zimowe noce już mi niestraszne, nie będę w takim "misiu" marznąć.

Oprócz tych rzeczy natrafiłam na dzianinowa sukienkę w kolorach jesieni ;-) i rękawami 3/4. Będzie świetnie pasować do irchowych kozaków i kryjących rajstop, a i ramoneska myślę, że jej się nie powstydzi.



Intensywna pomarańczowa, przezroczysta bluzka to trochę inwestycja na przyszłość ;-) Ale może się sprawdzić i teraz jako kontrast do ciemnego żakietu. Jej główna ozdoba obok intensywnego żywego koloru jest ciekawie wykończony i przedłożony kołnierzyk. Może on być wiązany na rożne sposoby. Jako apaszka, kokarda, krawat lub po prostu pozostawiony luzem sam sobie. 


Wszystko od razu trafiło do pralni lub pralki ;-)

Tym razem udało mi się zdobyć wszystko czego potrzebowałam. Może za jakiś czas znowu się wybiorę poszperać wśród wieszaków.

A Wy znaleźliście ostatnio coś ciekawego w ciucholandzie? Co najczęściej tam kupujecie ?

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

poniedziałek, 21 października 2013

Poszukiwanie zapachu cz.3 ;-)))

Poszukiwania trwają i na razie nie widać końca ;-) Tym razem próbie poddałam:

YVES ROCHER Flowerparty - woda toaletowa



Zdecydowanie o nucie owocowej.

  • Głowa: pomarańcza, mandarynka
  • Serce: róża, malina, liczi
  • Podstawa: wanilia

Towarzyszył mi od wiosny. Bardzo przyjemny choć w nadmiarze zbyt słodki zapach i to pewnie przez malinę i liczi. Niestety niezbyt trwały, ale nie ma się co dziwić. W końcu to woda toaletowa, a nie perfumy. Myślę, że na długo będzie mi się kojarzył z tegorocznymi wakacjami, morzem i plażą. Chociaż teraz w chłodniejsze dni świetnie pasował również do cieplejszych ubrań. W tym przypadku jednak decydująca wadą jest trwałość. Zdecydowanie szukam czegoś bardziej intensywnego - perfumy. Ocena: 8/10Tym razem to też nie to ;-(

YVES ROCHER Comme Une Eudience -woda perfumowana




To mogło by być to. Intensywny, ale nie drażniąca kompozycja:

  • Głowa: trojeść ( albicja jedwabista), liście fiołka 
  • Serce: dzikie konwalie
  • Podstawa: mech, piżmo

Niesamowite, ale ten zapach przypomina mi moja Ciocię, która nie żyje już id kilkudziesięciu lat. Była bardzo elegancką kobietą. Zawsze, gdy przychodziła w idealnie wyprasowanej garsonce i w rękawiczkach rozsiewała wokół taka aurę ;-) Ten zapach bardzo mi ją przypomina. Z uwagi na większą zawartość esencji wonnych zapach utrzymuje się naprawdę długo . To mój pierwszy tak trwały zapach od YVES ROCHER'A na jaki trafiłam. Ocena:10/10 Na pewno go kupię, ale bardziej ze względów sentymentalnych ;-)

DKNY BeDelicious Fresh Blossom




Od razu nadmienię, że zdecydowanie polecam testery z mini atomizerami. Jeśli macie możliwość wyboru to ta opcja lepiej się sprawdza. Dozujecie zawsze właściwą ilość ;-) Próbka też wtedy wystarcza na dłużej i będziecie mogły się lepiej zapoznać z zapachem. 
Zapachu Be Delicious nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, bo jest wręcz oklepany ;-(  Ta wersja jest moim zdaniem zdecydowanie lżejsza i lepsza ;-) Mamy tutaj w składzie:

  • Głowa: grejfrut, morela, czarna porzeczka
  • Serce: jaśmin, róża, konwalia
  • Podstawa: drzewo, jabłko

Bardzo świeży owocowy zapach. W pierwszym odczuciu bardzo słodki, jednak z dodatkiem cierpkiej nuty. Z pewnością to porzeczka i grejfrut, które stopują tą słodycz tak aby zapach nie był słodko-mdlący i nudzący. Bardzo ciekawy, wręcz intrygujący. Naprawdę mnie zainteresował. Ocena: 10/10 ;-) Ma duże szanse stać się faworytem.

GUCCI Eau de Perfum II


Kolejna woda perfumowana w tym zestawieniu ;-) Próbkę dostałam chyba w perfumerii Douglas, chociaż nie dam za to absolutnie głowy ;-) bo miało to miejsce jakiś czas temu. Naprawdę świetna forma prezentacji zapachu. Najlepsza z jaką do tej pory się spotkałam. Ampułka zabezpieczona w pudełeczku często wędrowała ze mną w torebce. Do pełni zadowolenia brakuje jeszcze mini spraju jako dozownik. Ale cóż, widocznie na to nie wpadli ;-) 


No, ale wracając do tematu to zapach raczej średni jeśli chodzi o to jak się u mnie sprawdził. Składają się na niego:

  • Głowa: pomarańcza, mandarynka, porzeczka
  • Serce: jeżyna, fiołek
  • Podstawa: cedr, heliotrop, jaśmin

Na pierwszy rzut oka wydaje się być prostym owocowym zapachem. Dla mnie okazał się jednak zbyt męczący i ciężki. Słodko-mdły, momentami cierpki i duszący. Niestety zbyt duża ilość (a z tym jest problem, z uwagi na dozownik) przyprawiała mnie o ból głowy. Więc niestety Gucci mówię: NIE!!! Ocena: 5/10 Ciekawy, ale to nie to ;-(

Na koniec mój "ancymonek" :

CK IN2U woda toaletowa



W zasadzie to powinnam go zweryfikować z oryginałem w perfumerii. Czy to na pewno to :-( Ma to być mianowicie:

  • Głowa: grejfrut, bergamotka, porzeczka
  • Serce: kaktus, orchidea
  • Podstawa; cedr, wanilia, ambra

Jest to tak irytująca i nieznośna kompozycja dla mojej osoby, że na samo wspomnienie już zaczyna mnie boleć głowa. Wszystkie ubrania, które miały z nim styczność po paru godzinach wylądowały w pralce zapach był nie do zniesienia.
Ten zapach przypomina mi tylko i wyłącznie jakąś męską wodę kolońską. Z tego co o niej czytałam to nie jest unisex. Występuje w wersji damskiej i męskiej. Na mojej etykiecie jest opis " damski". Nie sądzę żeby się ktoś pomylił, ale jest to przecież możliwe.
Nie, nie i jeszcze raz nie dla tego zapachu. ocena: 0/10

A Wy macie jakieś ciekawe zapachy go do polecenia ;-)? Spotkałyście się z tym zapachem Calcina Klein'a? Wasze opinie umieśćcie w komentarzach ;-)

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...