środa, 26 czerwca 2013

To już 4 lata minęły :-(

     Wczoraj minęły 4 lata od śmierci Króla Popu Michaela Jacksona. Czas tak szybko leci. Czego by ludzie o nim nie mówili nie da się przejść obok jego twórczości obojętnie.To "złote dziecko" od razu wybijało się na tle swojego rodzeństwa wystarczy tylko spojrzeć na teledyski z udziałem sławnej piątki ;-)

Źródło: You Tube

     Był swego rodzaju Królem Midasem swoich czasów. Wszystko czego się dotknął zamieniał w pieniądze. Wydawał nawet własną gazetę Mystery, a nawet produkował drinki o tej samej nazwie. Przynosił miliony swojej rodzinie i wszystkim ludziom wokół. Płyty, koszulki, gazety, książki i inne gadżety sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Nie ma chyba takiej osoby na świecie która by nie znała Thrillera. 

 Źródło: You Tube

Do tej pory niepokonany jest jego rekord sprzedaży albumu pod tym samym tytułem z 1982 roku. Ponad 100 milionów sprzedanych płyt ;-) niewyobrażalna ilość. I liczba ta stale rośnie. W zeszłym roku pojawiły  się nowe wydania w związku z 30 rocznicą powstania. To już kolejne pokolenie słuchaczy.

     Każdy koncert był wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju. Efekty pirotechniczne, lasery, scenografia i kostiumy tworzyły nie zapomniane show. Choreografia niespotykana do tej pory u żadnego z artystów, dopracowana w najmniejszym szczególe. Każdy stadion na całym świecie wypełniony był po brzegi, do granic możliwości ;-) Obiecująco zapowiadały się koncerty które miały nastąpić  w hali O2 w Londynie pod nazwą This is it. Efekty 3D, lasery itp. To miał być wielki powrót Króla Popu. Dopiero na żywo można naprawdę docenić kunszt pracy tego człowieka. Każdy dźwięk jest akcentowany przez odpowiedni ruch. Taniec, dźwięki i tekst stanowią idealną całość dopracowaną w każdym elemencie.

Źródło: You Tube

Charakterystyczne są dla niego z pewnością: biała rękawiczka wysadzana diamentami, czarne lakierowane buty i białe skarpetki. I oczywiście Moonwalk ;-) Jednak jednym z najważniejszych wyróżniających go elementów są teledyski. Rozmachu z jakim były produkowane nie powstydziliby się najwięksi z reżyserów.  Ich tworzenie przypominała wielką produkcję filmów fabularnych. Wykorzystywał wszystkie możliwe techniki prezentacji obrazu. Od animacji, efektów specjalnych po klasyczną grę kolorami i światłem, kolarze. Większość wykorzystanych elementów i efektów były nowatorskie, nie użyto ich nigdzie wcześniej. Każdy teledysk mógł być traktowany jako samoistny film krótkometrażowy. Nie zawsze było to widać, bo telewizje podczas ich emisji przycinały je dla własnych potrzeb. Przykładem jest np. teledysk do piosenki Bad który w pełnej wersji ma aż 16 minut a wyreżyserował go sam Martin Scorsese.


Źródło: You Tube

     Jednak jak pokazuje historia sam talent to jeszcze nie wszystko. Nie gwarantuje to sukcesu. Michael miał jednak szczęście i na swojej solowej już drodze natrafił na Quincy Jonesa. Ojca sukcesu pierwszych solowych poczynań Jacksona. Tak świetnie rozwinięta przez lata kariera nie przetrwała jednak próby czasu. Nie pomogły mu liczne skandale które rzuciły się cieniem na nazwisku Jackson.

Wielkim powrotem miała się stać trasa koncertowa "This is it", niestety nie doszła ona do skutku przez śmierć artysty. Pozostała nam cała spuścizna którą po sobie zostawił oraz film składający się z materiałów nakręconych podczas prób do trasy "This is it".  Teledyski, filmy z jego udziałem i według jego pomysłu oraz niesamowita, chwytająca za serce i duszę muzyka ;-) 

Teraz jak to mówią muzycy o artystach którzy odeszli "gra w największej orkiestrze i chórze świata"  ;-) Nam pozostanie możliwość oglądania i słuchania stworzonych przez niego rzeczy  ;-) Jakim był człowiekiem, nie wiem. Nie mnie go oceniać ;-) Był artystą o bardzo wrażliwej duszy, a tacy czasami nie radzą sobie z tym co otacza ich wokoło ;-) Ja go tak odbierałam. Ale ceniłam i cenie go za muzykę, dźwięki i emocję które dzięki niemu przeżywałam i przeżywam ;-) Na koniec coś z nowszych utworów, które zostały opublikowane po Jego śmierci ;-)

Źródło: You Tube
Jako ciekawostkę dodam, że jeśli oglądacie taneczno-muzyczne filmy takie jak StreetDance 2 to możecie w nim zobaczyć Sofie Boutella, która wystąpiła w tym teledysku w "zastępstwie" Michael'a.  Ta z pochodzenia Algierka występowała w kampaniach reklamowych Nike i teledyskach takich wykonawców jak Madonna lub Rhianna ;-) Wypatrujcie ją, na pewno jeszcze gdzieś ją spotkacie ;-)

Miłego słuchania
Pozdrawiam
k.smazik

sobota, 22 czerwca 2013

Korund Natur Planet - to już dwa miesiące ;-)

     Dokładnie dwa miesiące temu naszła mnie chęć spróbowania czegoś nowego do oczyszczania i złuszczania skóry twarzy. Jednocześnie musiało być to coś delikatnego, ale efektywnego. Na stronach z kosmetykami w wersji "zrób to sama" znalazłam informację o korundzie. Ma on postać białego proszku. Kryształki są bardzo rozdrobnione. Ziarenka są mniejsze od ziaren piasku. Ten w zasadzie pyłek w dotyku ma duże właściwości ścierające. 



Stosowany w gabinetach kosmetycznych, przygotowywał skórę do kolejnych zabiegów. W domowej pielęgnacji również może stanowić wstęp do nakładania maseczek. Najczęściej wykorzystuje się go do mikrodermabrazji czyli głębokiego peelingu. Zabieg polega na nieinwazyjnym złuszczaniu wierzchniej warstwy naskórka. Przy czym nie powoduje on uszkodzeń mechanicznych skóry co wymagałoby rekonwalescencji. Nadaje się dla wszystkich typów skóry. Więc po takim wstępie postanowiłam spróbować. Używałam już różnych preparatów z mechanicznymi granulkami i tych enzymatycznych. Zdecydowanie wolę te pierwsze, efekt jest od razu odczuwalny.

Co kwalifikuje do zabiegu mikrodermabrazji:
  • skóra trądzikowa,
  • blizny potrądzikowe,
  • zaskórniki, rozszerzone pory,
  • skóra tłusta i łojotokowa,
  • skóra ze zmarszczkami, wiotka z zanikiem włókien kolagenowych,
  • małe blizny i plamy starcze,
  • rozstępy i cellulit,
  • uszkodzenia słoneczne.
Moja skóra od pewnego czasu daje mi się we znaki. Szczególnie nos i policzki bardzo są podrażnione  i zaczerwienione. Parę razy byłam - niesłusznie- podejrzewana o zarwanie nie jednej noc na imprezowaniu ;-) Ostatecznością wydała mi się,  wizyta u dermatologa. Jednak postanowiłam się jeszcze spróbować jednej opcji. Spirulina !!! O niej napiszę w osobnym poście. Wstępem do maski ze spiruliny był właśnie korund i złuszczanie. Okazało się, że dało to bardzo dobre efekty w moim przypadku.Intensywny efekt końcowy czyli gładkość przy jednoczesnej dużej delikatności podczas stosowania.

Częstotliwość stosowania:

Ja mikrodermabrazję korundem wykonuję od końca kwietnia. Zabieg wykonuję co 3 dni. Maksymalnie 2 razy w tygodniu, jako przygotowanie do maski ze spiruliną.  Masaż trwa od 2-3 minut i jest bardzo przyjemny. Drobinki są ledwo wyczuwalne pod palcami.

Uzyskany efekt:

Mikrokryształki delikatnie i bezpiecznie złuszczają moją skórę. Zabieg jest praktycznie bezbolesny. Skóra od razu po zmyciu jest miękka, gładka i gotowa do dalszych czynności. Zmniejszyła się ilość zaskórników i wielkość porów. Przez masaż poprawia się również elastyczność. Skóra wydaje się bardziej napięta i jędrna. Stosowany na całe ciało daje identyczne odczucia. Miękka i jędrna skóra wygląda o wiele zdrowiej i bardziej efektownie. To zauważyłam u siebie, a producent obiecuje również wyrównanie kolorytu skóry, zmniejszenie blizn potrądzikowych. Takowych nie posiadam, więc na ten temat nie mogę się wypowiedzieć ;-)


Środki ostrożności:

Z tego co się doczytałam przeciwwskazaniem do tego zabiegu jest zakażenie wirusowe, bakteryjne lub grzybicze. Ropne zmiany trądzikowe. Nowotwory lub zabiegi chirurgiczne oraz otwarte uszkodzenia skóry dyskwalifikują nas do stosowania tego kosmetyku. Ale to są raczej rzeczy oczywiste ;-)

Z czym stosować:
  • z kwasem hialuronowym,
  • z olejami,
  • żel do mycia twarzy lub ciała,
  • mleczko do demakijażu,
  • balsam lub krem do ciała.
Ja przetestowałam go już z olejami, żelami do mycia i kwasem hialuronowym. Moja ulubiona wersja to żel do mycia twarzy bądź ciała ;-))))) Sama przyjemność ;-) Kwas hialuronowy dodaje głównie do masek więc tutaj nie za bardzo widzę sens do jego używania. Zastanawiałam się jeszcze nad jogurtem lub innym nośnikiem, ale to jest jeszcze w sferach prób ;-)

Cena i dostępność:

Ja w zasadzie natrafiłam na ten Korund przez przypadek w aptece ;-) Poszperałam w necie i w końcu zamówiłam tu. Po dalszych poszukiwaniach trafiłam do dystrybutora w moim mieście, który też prowadzi sprzedaż tu. Cena jest naprawdę przystępna, bo ok. 3,49 zł za 100g ;-) więc można próbować do woli ;-)

Ocena: 10/10
Super jakość w stosunku do ceny. Ja jestem bardzo zadowolona. Skóra poprawiła się. Zaczerwienienia co ważne nie nasiliły się a wręcz przeciwnie. Po kombinacji korund-spirulina są znacznie mniejsze ;-) Jest o wiele mniej zaskórników ;-) "Nieprzyjaciele" wypryski również są w zdecydowanym odwrocie i nie ważą się już pokazywać ;-) O świetnym wyglądzie makijażu na gładkiej buzi już nie wspomnę ;-) Więc jak widzicie same plusy. Dla mnie KORUND to najlepszy piling.  Pobił mojego dotychczasowego ulubieńca ;-) o którym pisałam tutaj.

A Wy miałyście już kontakt z Korundem ? Znacie inne firmy, które warto by polecić ?

Pozdrawiam
k.smazik

czwartek, 20 czerwca 2013

Branzoletka do kompletu ;-)))

     Dzień Matki wprawdzie już za nami, ale Mamę należy rozpieszczać zawsze ;-) Moja mama często nosiła długi sznur pereł. Jednak do czasu ;-(  Niestety był on wykonany na sznurku, który często się przecierał i zrywał. Niewiele mu było potrzeba, wystarczyło zahaczyć nim o guzik lub o torebkę i już było słychać brzęk rozsypujących się perełek. Często bawię się w naprawianie, przerabianie biżuterii, która się zniszczyła lub po prostu się znudziła ;-) Tak też zrobiłam i tym razem ;-) a oto co uzyskałam ;-)


Moja mama zażyczyła sobie mniejszy sznur pereł i do tego bransoletkę ;-) Całość miała stanowić komplet. 
Do ich wykonania potrzebuję :

  • 2 komplety zapięć,
  • koraliki perełki małe,
  • koraliki perełki średnie,
  • koraliki perełki duże,
  • mocna żyłka,
  • szczypce okrągłe,
  • szczypce wydłużone wygięte,
  • szczypta wyobraźni ;-).
     Kremowe koraliki (duże i średnie) pochodzą ze sznura mojej mamy. Białe malutkie kiedyś kupiłam w pasmanterii i zakopałam w pojemniku z rzeczami do szycia, teraz okazały się w sam raz ;-) Zapięcia można zamówić na stronach z rzeczami do wykonywania biżuterii, moje są z odzysku ;-) Też z jakichś starych bransoletek i korali ;-) Narzędzia można kupować pojedynczo na stronach hobbistycznych lub porostu kupić komplet w sklepie z narzędziami. Pytać o wersje dla modelarzy. Nie polecam kupowania ich w sklepach modelarskich, bo tam ceny są horrendalne ;-( No, ale takie są prawa rynku ;-) Jeszcze żyłka ;-) Ta konkretna pochodzi ze...sklepu wędkarskiego ;-). Ma utrzymać do 6 kg ;-) więc myślę, że i koralami sobie poradzi. Kosztowała niedużo, nie pamiętam dokładnie, ale sama się zdziwiłam, że taka tania. Parę złotych dosłownie.
     Spośród zaproponowanych przeze mnie wzorów Mama wybrała ten. Najprostszy i klasyczny. Z uwagi na to, że po ostatnim zerwaniu się korali część elementów gdzieś się zgubiła musiałam pomieszać je z innymi koralikami. Dłuższy sznur uzyskujemy przekładając naprzemiennie duże perły z malutkimi perełkami. Jeśli chcemy go jeszcze wydłużyć możemy zwiększyć ich ilość lub wielkość.

Dodatkowo wprowadziłam po dwie perełki do metalowych zapięć, co w efekcie dało ładne wykończenie. Zaokrąglonymi szczypcami zamykam koralik na kawałku drucika, tak aby powstało nam oczko, które możemy połączyć z kolejnym elementem.
Wygląda ono tak: 


     Teraz pozostało już tylko nawlec wszystkie elementy i połączyć wszystko w całość ;-) Szczególnie skupiam się na rozpoczęciu i wykończeniu. Żyłka jest przeźroczysta i jej nie widać. Ale ważne, aby była dobrze schowana i nie drażniła w trakcie noszenia skóry.

Wy też czasem coś "dłubiecie" w domu ;-) Naprawiacie, przerabiacie ? ;-)))

Pozdrawiam
Miłego dnia
k.smazik






 










poniedziałek, 17 czerwca 2013

Muzyczne odkrycie ;-))))))

     You Tube jedni nazywają już śmietniskiem, inni wykopaliskiem nowinek i ciekawostek. Ja przyłączam się do tych drugich ;-) To miejsce dzięki któremu talenty mogą zaistnieć. Czyjeś marzenia spełniają się i rozpoczyna się wielka przygoda ;-) Podczas ostatnich poszukiwań ciekawych rzeczy natrafiłam na :






Źródło: You Tube

     Marta Altesa mieszka w Barcelonie w Hiszpanii. Ma 20 lat a od 2010 roku gra na gitarze basowej. Gra, ale za to jak ;-) Jak rasowy basista. ;-) Na forach internetowych poświęconych grze na basie można przeczytać opinie ludzi z całego świata, którzy rozpływają się wręcz nad jej umiejętnościami i dojrzałością wykonania, warsztatem etc. O ofertach małżeństwa i wyznaniach miłości już nie wspomnę ;-) Fakt jej gra to majstersztyk, np. to:

Źródło: You Tube

     Dziewczyna ma przed sobą naprawdę świetlaną przyszłość jako muzyk ;-) Na jej kanale na You Tube można usłyszeć na razie 10 coverów znanych utworów m.in.: Jamiroqui, Red Hot Chilli Peppers, Incognito czy wspomniane już utwory Paula Younga i Michaela Jacksona. 

    Dziewczyna i jej talent już zostali dostrzeżeni. Jak donosi na swoim profilu na facebooku została zauważona przez Jamiroquai i dostała zaproszenie na uczestnictwo w Jamiroquai South America Tour 2013 ;-) Marzenia się spełniają ;-) Zdjęcia z tej przygody możecie zobaczyć na jej profilu. W ciągu dziesięciu dni koncertowali w Chile, Peru i Wenezueli.

Niesamowita osoba i historia. Polecam, warto posłuchać. Może oto na naszych oczach rodzi się muzyk światowej klasy. Może będzie kolejną Candy Dulfer tylko grającą na basie ;-)))


Pozdrawiam i miłego słuchania
k.smazik

wtorek, 11 czerwca 2013

Kto się lubi bać ;-) ?

     Czy lubicie się bać ? ;-) Oglądacie horrory lub wciągające, przerażające thrillery kryminalne ???? Ja nie :-( ale zamiast oglądać odkryłam, że lubię je czytać. Zwłaszcza te ostatnie ;-) Wszelkiego rodzaje kryminały, thrillery medyczne lub prawnicze, powieści sensacyjne ostatnio goszczą na mojej liście czytelnika. W zasadzie zaczęło się parę lat temu gdy koleżanka pożyczyła mi książkę Simona Becketta "Zapisane w kościach", zachwalając ją. Początkowo pierwsze linijki książki opisujące co dzieje się z naszym ciałem podczas spalania skutecznie odrzuciły mnie od jej czytania. Jednak parę tygodni później, gdy uległam chorobie i z nudów ponownie po nią sięgnęłam od razu przepadłam. Pochłonęłam całą historię w dwa dni i zaczęłam poszukiwać kolejnych tomów w internecie. 



     Simon Beckett, bo tak nazywa się autor powieści, to brytyjski dziennikarz pisujący do takich tytułów jak "The Times", "The Observer" czy "The Daily Telegraph". Zbierając materiały do kolejnego ze swych artykułów zawędrował do Ośrodka Badań Antropologicznych przy Uniwersytecie Tennessee. Jest to miejsce tyle ciekawe, co szokujące dla przeciętnego śmiertelnika. Tutaj policyjni śledczy przechodzą szkolenia z medycyny sądowej. Odbywa się to na ludzkich ciałach w różnych stadiach rozkładu i składowanych w najróżniejszych warunkach. Nic dziwnego, że ośrodek jest nazywany Trupią Farmą. Na podstawie tej wiedzy są oni później w stanie określić z dużą dokładnością kiedy zbrodnia została popełniona, a to może pomóc w wykryciu sprawcy. Poruszony tym doświadczeniem dziennikarz tworzy w głowie zarys powieści i postaci - Davida Huntera. Od tego momentu, można powiedzieć, Simon Beckett staje się pisarzem. Powieść spotkała się nie tylko z uznaniem czytelników, ale i krytyków, zdobywając nominację m.in. do nagrody Złotego Sztyletu. Przetłumaczono je na 25 języków i sprzedano w ponad 3 milionach egzemplarzy. W Polsce powieści ukazały się nakładem Wydawnictwa Amber. Ostatecznie powieść o antropologu sądowym rozrosła się do czterech części:
  • 2006 Chemia śmierci
  • 2007 Zapisane w kościach
  • 2009 Szepty zmarłych
  • 2011 Wołanie grobu

     Każda z powieści stanowi pozornie tylko odrębną historię. Poznajemy w nich kolejne etapy życia antropologa, który łączy w subtelny i nieoczywisty sposób poruszane wątki. David Hunter - antropolog sądowy, został okrutnie doświadczony przez los, stopniowo odsłania przed nami dręczące go demony przeszłości. Rzuca się w wir pracy, zmienia ją, szuka ukojenia i spokoju. Jednak praca antropologa sądowego to jego powołanie i nie może przed nim uciec. Mówi sam o sobie :
"Umiem skłonić zmarłych do zwierzeń"
Jednak czasem prawda, którą poznaje dzięki swoim umiejętnością przeraża nawet jego samego. Mając niejednokrotnie do czynienia ze zwyrodniałymi mordercami, stara się wykorzystać swoje doświadczenie do ich zdemaskowania i tym samy nie dopuszczenia do kolejnej zbrodni. Czy mu się to udaje???? Trzeba przeczyć samemu ;-)

Wszystkie cztery powieści czytałam jednym tchem. Kolejne rozdziały tak są konstruowane, że nie sposób nie sprawdzić co kryje się w kolejnym. Ani się człowiek nie obejrzał a już była połowa książki, a potem jej koniec :-(  Opisy są momentami bardzo, ale to bardzo realistyczne. Ludzie o wrażliwych żołądkach lepiej po tą książkę niech nie sięgają ;-) Można odnieść wrażenie, że stoimy obok Davida i dokonujemy oględzin na miejscu zbrodni. Niejednokrotnie przyprawiało mnie to o palpitacje serca i gęsią skórkę na całym ciele. Lektura dla ludzi o mocnych nerwach, zdecydowanie ;-) Swoją drogą, ciekawe, czy kiedyś zostaną one sfilmowane ???????? ;-)

Miłego czytania
Pozdrawiam
k.smazik

niedziela, 9 czerwca 2013

Foto-skrzynka 4 ;-))))

Pogoda nas w ubiegłym tygodniu nie rozpieszczała, stąd część zdjęć w melancholijnym deszczowym nastroju ;-) Ale każda pogoda jest dobra na spacer jeśli się bardzo chce ;-)




Kierunek wędrówki nie został wcześniej zaplanowany, więc musiałam zapytać o drogę ;-) Reksio jak myślisz którędy teraz ?????? ;-))))))


Więc ruszyłam tamtędy i ...


Piękny obraz na ścianie budynku. Niestety niszczejący ;-( O ile dobrze się orientuje to ostatni,  który pozostał w tej okolicy. Szkoda, bo są naprawdę piękne ;-)))))))


Pada i pada, ale Biała na szczęście nie podniosła się aż tak bardzo ;-)


Zawsze zastanawiam się co autor tej rzeźby miał na myśli ;-) Ja czułam się tak przez cały okres szkoły ;-))) więc coś mi to przypomina ;-)))


Każde dziecko w Bielsku wie gdzie jest fontanna z siusiającym diabełkiem ;-)))))

 
Kiedyś była taka akcja artystyczna umieszczania figur krów naturalnych rozmiarów (bajecznie kolorowych ;-)) w różnych stolicach Europy. Warszawa, Berlin miały swoje 5 minut ;-) A my mamy naszą krówkę na stałe ;-))) 

A teraz część bardziej optymistyczna :-) Słońce, słońce, słońce ;-))))
 


Poranne słońce nieśmiało przebija się przez liście drzew ;-))) A na kasztanach jeszcze widać kwiaty, ale już są przekwitnięte, bo matury dawno zakończone ;-))) 
 

Dzisiaj udało mi się jeszcze wyskoczyć do Szczyrku na chwilę i skorzystać z ostatnich tego dnia promieni słońca ;-) Potem ulewa i powrót do zachmurzonej pogody ;-))))


Ta sosna w centrum Szczyrku zawsze bardzo mi się podobała ;-)) I cieszę się, że pomimo tak gęstej zabudowy została wpasowana w krajobraz i dalej rośnie ;-))))))


Mam nadzieję, że Wam weekend upłynął również w miłej atmosferze i udało się Wam złapać trochę słońca ;-))))

Pozdrowiam
k.smazik





piątek, 7 czerwca 2013

Jak można tak spać :-) ????

     To pytanie kieruję do posiadaczy zwierzaków, głównie psów ;-) Czy ktoś z Was zna może odpowiedź na nurtujące mnie od dłuższego czasu pytania ? Jak można tak spać ? Czy są inne psy na świecie, które też śpią w takich pozycjach ? A może w jeszcze dziwniejszych ;-) Czy nie bolą je potem kręgosłupy ? Czy to ma jakieś głębsze znaczenie i niesie ze sobą jakąś informację dla nas ?????????? A tu kilka przykładów skąd u mnie taka rozterka ;-) ;-)




Jak widać na powyższych zdjęciach "zwierz" ten ma tak od małego ;-))))
Jeśli ktoś zna odpowiedź albo ma chociaż teorię dlaczego tak się dzieje to bardzo proszę o takowe informację ;-))))))

Pozdrawiam
k.smazik

czwartek, 6 czerwca 2013

"Mój tydzień z Marilyn" dobiegł końca ;-))))

     Mój tydzień z książką o Marilyn właśnie się zakończył ;-(



W zasadzie lektura trwała by krócej, gdybym tylko miała możliwość siąść i nie zwracając uwagi na nic i na nikogo, zatopić się w lekturze ;-) Jest bardzo wciągająca i bez trudu przeniosłam się do roku 1956 roku kiedy to 23-letni Colin Clark rozpoczyna swoją pierwszą pracę.

     Książka przenosi nas do czasu gdy Marilyn przybywa do Anglii ze swoim dopiero co poślubionym mężem Arthurem Millerem. Ma tu wystąpić w filmie u boku wielkiego angielskiego aktora dramatycznego Laurenca Oliviera, który zapragnął wyreżyserować i po raz pierwszy wystąpić w filmie kinowym u boku wielkiej gwiazdy z Hollywood. "Książę i aktoreczka", bo tak ostatecznie zatytułowano film jest adaptacją sztuki Terence'a Rattigana.  Miał on również być swego rodzaju sprawdzianem dla obojga, gdyż Marilyn po kolejnych rolach bała się zaszufladkowania i chciała być uważana za "poważną" aktorkę, natomiast Laurence najwybitniejszy szekspirowski aktor swojego pokolenia pragnął sławy na miarę gwiazd Hollywoodu.

     Colin Clark miał to szczęście, że trafiła mu się możliwość uczestniczenia w pracach nad tym filmem na każdej płaszczyźnie jego powstawania. Jako trzeci asystent reżysera, czytaj "chłopiec na posyłki" miał dostęp do wszystkich. Od reżysera, obsadę, ekipę produkcji do służby i ochroniarzy gwiazd. Obserwujemy jego niewątpliwą fascynację Marilyn Monroe, ale również swego rodzaju przyjaźń jaką jej zaoferował. Przyznaje, że na tle reszty otoczenia aktorki jego zachowanie jest ewenementem. Co z tego wynikło możemy dowiedzieć się z kolejnych rozdziałów książki.

     Koniec książki zbiegł się u mnie z obejrzeniem filmu, który nakręcono na jej podstawie. Jednak tu nastąpiło rozczarowanie. Powiecie, że mało który film może równać się z oryginałem książkowym. Może i racja ;-) Charakteryzacja to jeszcze nie wszystko. Przy całej sympatii dla Michelle Williams, to nie jest jej najlepsza rola. A już na pewno nie na miarę Oscara, chociaż nawet kapituła przyznająca te nagrody też jest omylna, jak pokazuje historia ;-) Brakowało tego czegoś, błysku w oku, niewymuszonego grymasu ust. Jej gra wydała mi się sztuczna, a nawet uśmiech wymuszony. Jest to moje subiektywne odczucie ;-)



     Polecam książkę dla wszystkich fanów Marilyn, ale i każdej innej osoby bo jest ona warta przeczytania. Jest to było nie było kawałek historii kina ;-)

Pozdrawiam i miłej lektury
k.smazik

środa, 5 czerwca 2013

Wymiana w Sephorze na 40 % rabatu ;-)

    " Przynieś stare, dostaniesz rabat na nowe!" Coraz więcej tego typu akcji można zauważyć w sklepach. Na razie ten sposób zachęcania klientów stosują głównie drogerie. Poczekamy zobaczymy, może inne sklepy  wykorzystają tę metodę. Swoją drogą nie wyobrażam sobie co by się działo, gdyby taka akcja miała miejsce w sklepach odzieżowych.
     Ja, właśnie w taki sposób nabyłam w zeszłym roku dwa jasne matowe cienie, które używałam jako cienie bazowe i w załamaniu powieki. Jeden zużyłam dokumentnie, było o tym w projekcie denko. Pozostałe dwa odcienie również sięgnęły dna ;-).
     Teraz postanowiłam w ten sam sposób zakupić nowe. Jednak trzeci wymieniany cień był efektem nieudanej próby jego przeniesienia do mojej palety. Niestety uległ całkowitemu zniszczeniu :-( Ale nie ma tego złego...Również poszedł na wymianę za rabat ;-)

     Ku mojemu zadowoleniu przy zakupie już 2 cieni pojedynczych SEPHORA COLORFUL dostajemy magnetyczną paletkę, w której możemy je przechowywać.
     Paletka posiada zgrabny "kluczyk" którym możemy podważyć i wyciągnąć z niej cień. Taki sam patent został zastosowany w opakowaniu każdego z cieni. Tym sposobem, osiągnę to co zamierzałam bez niszczenia kolejnych cieni.
Wybrałam kolory podobne do tych które posiadałam, bo oznaczenie kolorów również się zmieniło i nie znalazłam dokładnie takich samych.



     Myślę, że się sprawdzą tak jak te poprzednie. Dwa jasne odcienie będą świetne jako baza lub do rozjaśniania wewnętrznego kącika oka. Trzeci cień będzie mi w zastępstwie jego poprzednika służył do zaznaczania załamania powieki w zwykłym codziennym makijażu.

     A Wam ? Udało się coś z korzyścią "wymienić" ? Oferta obejmuje cały asortyment makijażowy marki SEPHORA, ale na razie nic więcej nie potrzebuję, więc poprzestałam na tym zakupie. ;-)


Pozdrawiam i miłego dnia
k.smazik


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Projekt denko - MAJ ;-)

     Minął kolejny miesiąc i znowu torba jest pełna. Swoją drogą, gdyby się tak bardziej ograniczyć w stosowaniu tych wszystkich kosmetyków, o ile mniej śmieci by powstawało ;-) Minimalizm do tego należałoby dążyć ;-)
Ale ten temat rozwiniemy w osobnym poście ;-) W tym miesiącu niestety dużo rozczarowań. Co my tu mamy :-)

  •  YVES ROCHER Szampon zwiększający objętość z wyciągiem z malwy 200ml - Pierwsze rozczarowanie. Do tej pory do kosmetyków tej firmy nie miałam zastrzeżeń. Jednak ten szampon okazał się bublem w moim przypadku. Mam włosy cienkie, ale już dość długie. Stosowałam szampony dodające objętości i sprawdzały się bardzo dobrze. Efekt utrzymywał się przez dłuższy czas. W tym przypadku było inaczej. Włosy bardzo kołtuniły się podczas mycia, rozczesanie ich graniczyło z cudem. Włosy były bardziej suche, tępe, źle lub w ogóle nie dawały się ułożyć. Po prostu siano. Dałam mu szansę kilkakrotnie, ale efekt zawsze był ten sam. Ocena:0/10 :-(
  • AVON NATURALS Daily Refreshing Hair Mask - cherry blossom - Ta wiśniowa maseczka ułatwiająca rozczesywanie o zapachu kwiatów wiśni była moim ratunkiem podczas stosowania tego szamponu. Bardzo fajnie zmiękczała włosy. Pozwalało to na ich rozczesanie. Nawet pod wpływem suszarki, nie przesuszały się i łatwo się układały. Były lśniące, pachnące i puszyste. Ocena: 10/10 ;-) (zasłużone !!!)


  • BEAUTY FORMULAS Anti-wrinkle Eye Gel Patches - Przeciwzmarszczkowe żelowe płatki pod oczy to zakup z czystej ciekawości. Zawsze chciałam sprawdzić jak działają takie płatki. Zestaw zawiera 3 komplety żelowych plasterków, które przyklejamy na oczyszczoną suchą skórę. Pozostawiamy je na 30 minut lub całą noc. Może dlatego, że zmarszczek jeszcze aż takich nie mam, więc i efekt był znikomy. Skóra w miejscu zastosowania jest miękka, jędrna, dobrze nawilżona. Jednak takie odczucie jest jedynie chwilowe. Ot taki gadżet ;-) Ocena:5/10
  • ZIAJA ARETINA Q +30 Krem pod oczy przeciwzmarszczkowy - Krem pod oczy od Ziaji są moimi ulubionymi. Cena bardzo przystępna, kto kupował ten wie, a działanie jak do tej pory również bardzo dobre. Krem nawilża i natłuszcza skórę wokół oczu. Delikatnie ją napina, likwidując drobne zmarszczki. Zapobiega w ten sposób wiotczeniu skóry. Co do działania rozjaśniającego, to tego nie zaobserwowałam. Niestety z tego co wiem produkcja tej serii zakończyła się, a szkoda :-( Krem ten łączy wszystkie cechy dobrego kosmetyku: skuteczność, przyjemność stosowania i przystępną cenę ;-) Ocena: 10/10 !!!!!


  •  ZIAJA +25 KREM WYGŁADZAJĄCY - Niestety kolejne rozczarowanie. Od firmy Ziaja lubię wszystko...wszystko poza kremami. :-( Niestety one się u mnie nie sprawdzają. Nawet te lekkie i przeznaczone do skóry mieszanej dla mnie są zbyt tłuste. Ten krem akurat wybrałam z uwagi na skład, witaminy E, C, B3, B5, B6. Potrzebowałam kremu bardziej odżywczego na noc, ale niezbyt intensywnego i ciężkiego. Początkowo nawet się przyjął, jednak po paru dniach odwiedzili mnie "starzy niechciani znajomi". Skóra znowu zaczęła się przetłuszczać i świecić nawet po paru godzinach. Odstawiłam i wróciłam do dawnego systemu, i wszystko wróciło do normy. Krem zużyłam, ale na szyję i dekolt. Tu z nim nie było problemu. Ocena: 2/10
  • VICHY EAU THERMALE Thermal spa water - woda termalna Vichy, kolejny niewypał. Znaczy sama w sobie bardzo dobrze się sprawdza, ale dozownik okazał się kompletnie do bani. Po paru użyciach aerosol przestał działać i wystąpił ten sam co z innymi tego typu produktami. Zostaje Ci całe opakowanie, którego nie masz jak zużyć. :-( Udało mi się różnymi metodami wykorzystać część, ale potem dozownik padł na amen. Myślę, że jest tam jeszcze jakaś 1/5 opakowania, ale się do niego już nie dostanę :-(.Ocena: 5/10 (działanie samego produktu na 5, ale opakowanie do bani :-()
  • ZIAJA MASECZKA KOJĄCA - glinka różowa jest ostatnio moim sprzymierzeńcem na zaczerwieniony nos i policzki. To już kolejny miesiąc jak ją używam. Opis bardziej dokładny tutaj.Ocena:10/10 (niezmiennie ;-))
  • LA ROCHE-POSEY HYDRAPHASE MASKE - kojąca maseczka nawilżająca to już też moja kolejna. Jest sprzedawana w saszetkach. 1 komplet to 2 saszetki po 6ml.. Ma wystarczyć na dwa razy, ale porcje są tak duże, że tak naprawdę użyłam ich 4-6 razy. W skład wchodzi gliceryna, hialuronian sodu, masło Karite oraz wit. E. Oczywiście całość na bazie wody z La Roche-Posey. Bardzo dobrze sprawdza się na podrażnioną, przesuszoną skórę. Koji skórę, nawilża i uelastycznia. Ocena: 10/10 ;-)
  • YVES ROCHER PUR BLEUET - Dwufazowy płyn do demakijażu oczu z wyciągiem  z bławatka125 ml. Mój numer 1 do demakijażu oczu ;-) Stosowałam różne produkty, ale żaden nie umywa się do tego. Nie szczypie w oczy, nie wywołuje mgły na oczach i bardzo dobrze zmywa wszystko, od zwykłego po wodoodporny makijaż. Więcej informacji tutaj. Ocena: 10/10
  
  •  AVON ROSE QUARTE LIP STICK - próbka szminki o różowo-fioletowym odcieniu. Mocno nawilżająca. Dająca półmatowe wykończenie. Niestety z tego co sprawdzałam niedostępna już w sprzedaży. Małe opakowanie zupełnie się nie sprawdzało, więc przeniosłam ją do wypraski i trzymałam w paletce po cieniach. Bardzo miękka i krótko trzymająca się na ustach. Ale podobała mi się kolor. Ocena: 5/10 (minus za mała trwałość)
  • INGLOT RÓŻ 84 - Róż pochodzi z palety róży. bardzo jasny różowo-mleczny odcień. Daje bardzo świeży efekt na policzkach. Chętnie zakupiłabym kolejny, ale Panie na stoiskach Inglot poinformowały mnie, że nie jest on już produkowany, a jego odpowiedniki to już zupełnie inne odcienie. Dodatkowo dowiedziałam się, że teraz kosmetyki Inglot są w innych opakowaniach i nie dostanę już uzupełnienia do mojej palety :-( Róż był kilka razy "reanimowany", gdyż był bardzo kruchy i w końcu wylądował w słoiczku jako róż sypki ;-) Ocena:8/10 ( minus za zakończenie produkcji i drugi za brak możliwości go zastąpienia)
  •  YVES ROCHER SEXY PULP ultra-volume mascara - Najlepsza mascara jaką miałam. Pogrubiająca, zagęszczająca i podkręcająca rzęsy. Mam długie, ale rzadkie rzęsy. Dzięki niej jest to niezauważalne. Świetna szczotka dobrze rozczesuje rzęsy, jednocześnie ich nie sklejając. Mocny czarny kolor idealnie podkreśla oczy. Na pewno kupię kolejną sztukę, bo warto. Ocena: 10/10
  • KOBO PROFESSIONAL SMOOTHING MAKE UP - Co do tego podkładu to mam mieszane uczucia. Z jednej strony: mocno kryjący efekt. Jednak bardzo łatwo przesadzić z jego ilością i wtedy mamy na skórze tłustą maskę. Wymaga więc precyzyjnej aplikacji, a to wymaga czasu. Najlepszy efekt uzyskujemy wklepując go palcami lub stosując wilgotną gąbeczkę (jajko). Wszelkiego rodzaju pędzle niestety tu się nie sprawdzają, bo pozostawiają smugi. Zdecydowanie produkt bardziej się sprawdza przy niższych temperaturach. Duży minus za opakowanie. Podkład jest bardzo gęsty i trudno go wydostać z opakowania. Doszłam do połowy buteleczki (tak mi się wydawało) i jego wyciśnięcie było już prawie niemożliwe. Po rozcięciu opakowania napełniłam "resztką" 50 ml słoiczek, więc widać, że połowa niebyła nawet zużyta. Kobo to jedne z lepszych kosmetyków jakie miałam, więc ten podkład tym bardziej zaskoczył mnie swoimi wadami. Podkład zawiera filtr słoneczny SPF10 co jest niewątpliwie jego atutem, gdyż możemy zrezygnować z aplikacji kolejnego kosmetyku, tym razem ochronnego. W rozsądnej ilości i przy pudrowany dobrze kryje zaczerwienienia, i inne niedoskonałości. daje efekt jednolitej skóry ze zdrowym lekkim połyskiem. Dla zainteresowanych link do pełnego opisu producent tutaj. Ocena:5/10 :-( (minusy za opakowanie, gęstość, niełatwą aplikację)
  • CONSTANCE CARROLL NAIL POLISH REMOVER - Ten zmywacz to moje kolejne opakowanie. Dobra jakość w przystępnej cenie. Opakowania mają pojemność 150 ml. Zmywacz dobrze spełnia swoją funkcję, nie wymaga poprawek. Zastosowany do zmywania gąbeczką starcza na bardzo, bardzo dłuuuuuuugo ;-) Nie widzę w nim żadnych minusów. Ocena: 10/10
  • HERBAPOL Żel do higieny intymnej kora dębu i d-pantenol - Kolejna w tym zestawie porażka. Miało być naturalnie, bezpiecznie i zdrowo. A było jak zawsze. Dałam mu szansę 3 razy, jednak za każdym razem kończy się to świądem, pieczeniem i dyskomfortem. Dlatego jemu daję stanowcze: NIE !!!! Ocena: 0/10

Trochę się tego w zeszłym miesiącu nazbierało ;-) Taki czas ;-)  Nie widzę sensu rozpisywać się szerzej o tych rzeczach, ale gdyby ktoś miał jakieś pytania to piszcie śmiało. Na pewno odpowiem ;-)

Pozdrawiam
k.smazik

niedziela, 2 czerwca 2013

Zrób to sama ;-) - zmywacz z gąbką

     Jaki jest najszybszy i najskuteczniejszy sposób usunięcia lakieru z paznokci ? Wacik, chusteczka ??? Nie !!!! GĄBKA !!!!!! Ostatnio wiele firm wypuściło na  rynek wersję zmywaczy z gąbką np. Sephora. Jednak cena za taki zmywacz jest po prostu powalająca. Ja swój Sensique,zakupiony dosłownie za parę złotych miałam prawie 4 lata. Niestety gąbka zaczęła się rozkruszać, więc musiałam wykombinować coś innego. Zrobiłam wersję taką samą metodą chałupniczą i niewielkim kosztem ;-).


Potrzebowałam do tego:
  •  zmywacz do paznokci (rodzaj, firma nie ma znaczenia) ;-),
  • mała gąbka do mycia naczyń,
  • słoiczek szklany lub plastikowy (wielkością dostosowany do gąbki).


     Pojemnik powinien być nieduży i niezbyt głęboki. Taki żebyśmy swobodnie mogły włożyć i wyjąć z niego  każdy palec ręki ;-). Z moich ostatnich miesięcznych obserwacji mogę jeszcze dodać, że o wiele lepiej sprawdzają się opakowania plastikowe. Moja nakrętka w opakowaniu plastikowym nie wytrzymała nawet miesiąca. Opary zmywacza musiały mieć negatywny wpływ na gumę, która jest po wewnętrznej stronie nakrętki jako uszczelnienie. W przypadku plastikowego opakowania nic takiego nie ma miejsca. ;-)

     Jeśli mamy gąbkę z dodatkową szorstką warstwą ścierającą należy ją usunąć. Oderwać jeśli się da lub odciąć. Bo w trakcie użytkowania możemy zmieniać strony gąbki. Pierwszy mój taki "przyrząd" zrobiłam z tą warstwą i porysowałam płytkę paznokcia. Później były problemy z rozwarstwieniem się paznokci, nawet zwykła odżywka wyglądała na nich mało estetycznie. 

     Gąbkę umieszczamy w naszym słoiczku i nasączamy zmywaczem do paznokci. Ja przeważnie napełniam go jeszcze zmywaczem na ok.3 cm od dołu słoika. I przystępujemy do działania ;-) Pocieramy każdym palcem o zwilżoną gąbkę, aż do usunięcia całego lakieru. Jeśli nawet widzicie, że na gąbce została duża ilość lakieru, jest ona odbarwiona, to wystarczy wstrząsnąć i w ten sposób gąbka zostanie przepłukana zmywaczem, a niechciany lakier z niej zmyty. ;-)  Jest znowu gotowa do użycia ;-)

     Super wygodna rzecz ;-) Jest to najlepsze rozwiązanie, jeśli macie zmyć lakier o bardzo intensywnym kolorze. Np. ciemna czerwień, szarości lub czarny kolor, podczas zmywania lubią się one rozmazywać i przy okazji brudzić cały palec dookoła. Stosując zmywacz z gąbką taka sytuacja nie ma w ogóle miejsca. Lakier jest momentalnie rozpuszczany i dokładnie ścierany przez gąbkę. Cała czynność nie wymaga poprawek. ;-) Bądź są one minimalne. Polecam wypróbować ;-) Ja polubiłam tą metodę od pierwszego jej zastosowania. Niestety ma ona tylko jedną wadę :-( nie sprawdza się ona dla paznokci u nóg :-( Tu musimy sobie radzić po staremu ;-).

Pozdrawiam i miłego słonecznego dnia
k.smazik




Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...