poniedziałek, 28 października 2013

CATRICE Made to Stay Eyeshadow - odkrycie lata ;-)))

     Od tego lata cienie w kremie są moimi faworytami jeśli chodzi o makijaż oczu. Kiedyś wydawało mi się, że to najbardziej kłopotliwy kosmetyk do makijażu oka. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Cienie w kremie, a zwłaszcza te metaliczne zastępują nam całą paletę cieni. Jednym kolorem możesz pomalować oczy i uzyskać przestrzenny, cieniowany makijaż. Nawet tak pracochłonny makijaż jak smoky eye stanie się o wiele prostszy i szybszy w wykonaniu.

Moim pierwszym kosmetykiem tego typu był cielisty satynowy cień Make Up For Ever AQUA CREAM 13. Produkt nie do zdarcia, ale cena mnie powaliła ;-))) Nie byłam wstanie nawet zużyć połowy opakowania przed końcem ważności, taki był wydajny i niestety powędrował do kosza. Postanowiłam wypróbować coś innego i wtedy trafiłam na:

CATRICE Made to Stay Eyeshadow


Cena regularna to ok. 15 zł. Nie jest ona specjalnie wygórowana, ale uważam, że jest adekwatna do jakości produktu. Często można było też spotkać obniżki nawet do 50 %, więc wtedy z tego robią się już grosze ;-)) Na taką ofertę też natrafiłam i stałam się właścicielką takich kolorów:




020 - Romas Gone Bad
040- Lord Of The Blings
050- Metall Of Honor
060- Jennifer's Goldrush
070- Mauvie Star
080- Copper & Gabbana

Mamy tutaj kolory od złotego w odcieniu poramańczowym lub beżowym oraz stare złoto. Ciemny brąz oraz fiolet i szarości. Wszystkie dają metaliczne wykończenie. Jednak wielkość i nasycenie drobinek brokatu jest różna. Najbardziej brokatowy jest fiolet (070). Pozostałe są bardziej jednolite. 







Aplikacja nie jest tak łatwa jak by się wydawało. Można je nakładać pędzlem, najlepiej syntetycznym. Ja polecam jednak własne palce i metodę wklepywania i rozcierania. Od razu nie uzyskamy może spektakularnego efektu, ale ćwiczenie czyni mistrza i szybko dochodzimy do wprawy. Więc radziłabym najpierw się po prostu nimi pobawić, poćwiczyć. Jeśli wcześniej nie stosowałyście takich cieni to nie jest dobry pomysł aby się za nie brać tuż przed ważnym wyjściem. Szkoda waszych nerwów ;-)))) Tu jednak pojawia się przeszkoda - opakowanie. Estetyczne, a nawet eleganckie. Jest ono jednak niepraktyczne. Nabieranie odpowiedniej ilości jest utrudnione aczkolwiek nie niemożliwe. Trzeba się będzie upaćkać. Część produktu dostaje się pod paznokcie - czego nie znoszę ;-((((

Trwałość niestety nie powala na kolana, jak to było z MUFE. Same cienie nie wytrzymują długo na powiece. Najwyżej po kilku godzinach (max.3) rolują się lub topią zbierając się w zagłębieniu powieki. W połączeniu z bazą stają się o niebo trwalsze. Praktycznie są nie do ruszenia przez cały dzień. To dla mnie duża wygoda. Stosuje je same lub w połączeniu z innymi cieniami. Jako bazę dla cieni sypkich i pigmnetów. Przy aplikacji jednak trzeba pamiętać o tym, że po zaschnięciu są praktycznie nie do ruszenia. A każda próba ich rozcierania skończy się zniszczeniem makijażu lub podrażnieniem skóry. 

Podsumowując - jestem zadowolona. Chociaż wybór kolorów jest dość ograniczony. Zastanawiam się tylko czy uda mi się choć jeden z nich zużyć do końca. Mam je już pół roku, a jak widać na zdjęciach ubytek jest niewielki, wręcz znikomy. Trwałość po otwarciu to tylko 12M. Pewnie większą cześć będę musiała wrzucić do kosza. Na razie nie zauważyłam żeby wysychały lub traciły swoje właściwości.
Ocena: 10/10 Fajna sprawa dla tych z nas, które są zabiegane lub które chcą jak najmniej czasu spędzać na robieniu makijażu, a mimo to wyglądać efektownie. 

A Wy macie? Lubione cienie w kremie? Jakie są Wasze ulubione? 

Pozdrawiam
k.smazik ;-))

niedziela, 27 października 2013

sobota, 26 października 2013

"SĘP" - kino i myzyka ;-))))

     Od dłuższego czasu nie jestem zwolenniczką polskiego kina. Może sprawiły to "traumatyczne przeżycia" związane z przymusem oglądania kolejnej wielkiej ekranizacji dzieła polskiego wieszcza lub noblisty, na który byliśmy zapędzani do kina w czasach szkolnych. W większości tych przypadków był to najnudniej spędzony czas w moim życiu i naprawdę wolałam już być na lekcjach niż siedzieć w kinie .
 Późniejsze zetknięcia z polską kinematografią również nie były udane. Komedie okazywały się być w ogóle nie śmieszne i poniżej jakiegokolwiek poziomu. Tzw. kino konesera czy z przesłaniem często już przed premierą okrzyknięte "najważniejszym obrazem polskiego kina" do mnie nie przemawiało. Większość z tych obrazów epatuje sadystyczną przemocą i wulgarnością. Po ich obejrzeniu można już tylko szukać sznura i gałęzi.

     Ale żeby nie było niedomówień. Tylko krowa nie zmienia zdania, więc ja co jakiś czas próbuję dać rodzinnym twórcą szansę. I tak za namową otoczenia sięgnęłam po sensacyjnego "SĘPa". Z mieszanymi uczuciami, choć też z odrobiną nadziei zasiadłam na ponad dwie godziny przed ekranem.



     Film szumnie zaliczony został do gatunku thriller. Jednak jeszcze daleko mu do tego. Obraz trzyma nas w napięciu, ale bez przesady, to nie są tego typu emocje. Scenariusz wydaje się być dość przerysowany, wręcz w komiksowy sposób. Główny bohater zwany Sępem to policjant, który jak na dotychczasowy wizerunek polskiej policji w filmach, ma nowatorskie podejście do rozwiązywania przestępstw. Trochę czułam się jakbym oglądała serial "Wzór" tylko z mniejszym budżetem ;-) Nieprzekupny, z zasadami, sprawny fizycznie, normalnie ideał lub Superman w konspiracji ;-) Fabuła jest na tyle zawiła, że wciąga widza i nawet nie wiem kiedy minął mi czas na oglądaniu.
Obsada jak na polski film nie będący epopeją narodową naprawdę imponująca. Żebrowski, Olbrychski, Seweryn, Fronczewski, Grabowski, Baka, Sadowski itd. Panie są w zdecydowanej mniejszości. Głowna rola żeńska w wykonaniu Anny Przybylskiej do końca nie jest dla mnie zrozumiała. Nie mam tu na myśli samej aktor a postać przez nią granej. Jej bohaterka nie wnosi nic do  fabuły czego nie można by było pominąć. Anna Dereszowska choć chwilowo pojawiająca się na ekranie wydaje się być bardziej sensowną postacią i jej obecność w filmie jest uzasadniona.

Niewątpliwie dużym atutem filmu jest muzyka zespołu Archive. To ona buduje nastrój każdej sceny, nawet gdy są one przerysowane i wręcz groteskowe. Brytyjczycy spisali się świetnie pisząc całą muzykę do filmu. Na pewno sprawię sobie ścieżkę dźwiękową z tego obrazu.

Generalnie film tragiczny nie jest. Nie padłam na nim z nudów, ani nie miałam ochoty wyrzucić odtwarzacza za okno. Ciągle słyszę, że nie umywa się do amerykańskich filmów. Ale czy naprawdę musi. Niech to będzie nasz dobry film sensacyjny. Nie ten budżet i nie ta technologia. Jak na nasze możliwości uważam, że jest to dobry film. Aż sama się sobie dziwię, że to mówię. Parafrazując, to jest film na miarę naszych możliwości ;-))))
Ten obraz i jego główny bohater pozostawiają nas z tematem do przemyślenia: czy czynienie zła w imię dobra i dobrych intencji rozgrzesza winowajcę. Czy mielibyśmy odwagę by podjąć taką decyzję i stanąć po odpowiedniej stronie ?
Ocena:7/10 Dobry film. Może ktoś pójdzie tym tropem, dopracuje parę szczegółów. Zbuduje zawiłą, ale sensowną intrygę i wtedy będziemy mieli wreszcie polski thriller. 

Pozdrawiam
Miłego oglądania
k.smazik ;-)

piątek, 25 października 2013

AVON super SHOCK MAX mascara ;-)))

Dziś na tapetę biorę tusz do rzęs, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Kiedyś miałam już tusz z silikonowa szczoteczką i okazał się on wielkim bublem. Była to maskara Milion Lashes L'OREAL. Maskara po pewnym czasie poszła do kosza, a źle wrażenie pozostało. Pamiętam tylko posklejane i bardzo rzadkie rzęsy, kruszący i osypujący się tusz ;-(((((

Tym razem zamówiłam AVON super SHOCK MAX mascara ;-))) Faktycznie SHOCK MAX;-))))



Opakowanie zawiera 10ml tuszu. Konsystencja moim zdaniem w sam raz. Niezbyt płynna więc nie rozmazuje się i nie odbija ;-) Nie zauważyłam, aby się kruszył, czy osypywał nawet po nałożeniu kilku warstw. Nic z tych rzeczy ;-)))

Cena jak na tusz dość przystępna, a liczne promocje i przeceny sprawiają, że może ona być jeszcze lepsza. W internecie możecie sprawdzić aktualne i przyszłe ceny (klik). Czasem warto poczekać na bardziej korzystną cenę.
Mój egzemplarz zakupiłam chyba w czerwcu właśnie w promocji. Jednak zaczęłam go używać w sierpniu. Od razu przypadł mi do gustu ;-)))

Ma ciekawą szczoteczkę :



Ilość sylikonowych wypustek jest na tyle duża, że rzęsy są dobrze rozdzielone i pogrubione. Spokojnie wystarczy jedna warstwa dla efektu WOW ;-) Nałożony tusz szybko wysycha dzięki czemu nie ma ryzyka zniszczenia makijażu, jeśli chcemy nałożyć kolejną warstwę. Efekt jaki daje tusz widoczny jest na zdjęciach poniżej:





Kończy się październik i kończy się trzeci miesiąc stosowania tego tuszu. Naklejka z terminem ważności po otwarciu 3 miesiące jest jak najbardziej adekwatna do możliwości zużycia produktu. Wydaje mi się nawet, że jest go już bardzo mało w opakowaniu i coraz trudniej go nabierać.  Nie zauważyłam, aby zmieniła się konsystencja czy zapach tuszu do chwili obecnej.

Ocena: 10/10 Jak najbardziej zasłużona, na pewno powrócę do niego. Jak skończę go, to na pewno zostawię sobie szczotkę, bo jest świetna i przyda mi się.

Pozdrawiam
Miłego dnia
k.smazik ;-)

środa, 23 października 2013

wtorek, 22 października 2013

Second hand - lepiej nie wchodzić ! ;-)))

    Tytuł posta jest trochę przekorny. Nie zalecałabym wizyty w tym miejscu osoba niezdecydowanym i trudno podejmującym decyzje, gdyż mogą tam utknąć na dobre;-)) Mój cel był jasny - płaszcz jesienny. Niezbyt gruby, raczej lekki taki na teraz. Cel mogę szczerze przyznać został osiągnięty. Nawet z nawiązką ;-))) Kupiłam dwa płaszcze. 

     Pierwszy trochę turkusowy, trochę zielony morski. Z bliska ma fakturę w jodełkę. Podszewka już zdecydowanie bardziej zielona. Płaszczyk ma długość trochę powyżej kolan, więc tak jak lubię. Bardzo fajnie się układa dzięki zaszewką na plecach. Był całkiem nowy. Od wewnątrz, przy metce znalazłam komplet zapasowych guzików w woreczku. A łańcuszek do powieszenia był zapakowany w papierek. Wyglądał na oryginalnie fabrycznie zapakowany. ;-)



Drugi okaz to dzianina, trochę przypominał z daleka karakuły. Na szczęście to nie futro ;-) Ma parę guzików, jednak gubią się one w fakturze materiału. Znalazłam w pasmanterii ciekawe guziki, więc poddam go małemu liftingowi. Zobaczę też co by mi się udało zrobić z tym kołnierzem. Płaszcz jest już dłuższy, pod kolana. Podszyty czarną podszewką. Oba płaszcze kosztowały po 60 zł sztuka. Więc bardzo przyzwoicie ;-)))

Oprócz płaszczy natrafiłam na świetną skórzaną marynarkę. Lekko zwężaną w talii. Również nowa, bez znaków użytkowania na kołnierzu czy rękawach. Z kompletem zapasowych guzików wszytych wewnątrz. Za 40 zł to naprawdę dobry egzemplarz.

Jakiś czas temu znalazłam tam świetną "misiatą" ciepłą górę od piżamy. Tym razem trafiłam na spodnie do niej ;-) Mam teraz komplet ;-) Zimowe noce już mi niestraszne, nie będę w takim "misiu" marznąć.

Oprócz tych rzeczy natrafiłam na dzianinowa sukienkę w kolorach jesieni ;-) i rękawami 3/4. Będzie świetnie pasować do irchowych kozaków i kryjących rajstop, a i ramoneska myślę, że jej się nie powstydzi.



Intensywna pomarańczowa, przezroczysta bluzka to trochę inwestycja na przyszłość ;-) Ale może się sprawdzić i teraz jako kontrast do ciemnego żakietu. Jej główna ozdoba obok intensywnego żywego koloru jest ciekawie wykończony i przedłożony kołnierzyk. Może on być wiązany na rożne sposoby. Jako apaszka, kokarda, krawat lub po prostu pozostawiony luzem sam sobie. 


Wszystko od razu trafiło do pralni lub pralki ;-)

Tym razem udało mi się zdobyć wszystko czego potrzebowałam. Może za jakiś czas znowu się wybiorę poszperać wśród wieszaków.

A Wy znaleźliście ostatnio coś ciekawego w ciucholandzie? Co najczęściej tam kupujecie ?

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

poniedziałek, 21 października 2013

Poszukiwanie zapachu cz.3 ;-)))

Poszukiwania trwają i na razie nie widać końca ;-) Tym razem próbie poddałam:

YVES ROCHER Flowerparty - woda toaletowa



Zdecydowanie o nucie owocowej.

  • Głowa: pomarańcza, mandarynka
  • Serce: róża, malina, liczi
  • Podstawa: wanilia

Towarzyszył mi od wiosny. Bardzo przyjemny choć w nadmiarze zbyt słodki zapach i to pewnie przez malinę i liczi. Niestety niezbyt trwały, ale nie ma się co dziwić. W końcu to woda toaletowa, a nie perfumy. Myślę, że na długo będzie mi się kojarzył z tegorocznymi wakacjami, morzem i plażą. Chociaż teraz w chłodniejsze dni świetnie pasował również do cieplejszych ubrań. W tym przypadku jednak decydująca wadą jest trwałość. Zdecydowanie szukam czegoś bardziej intensywnego - perfumy. Ocena: 8/10Tym razem to też nie to ;-(

YVES ROCHER Comme Une Eudience -woda perfumowana




To mogło by być to. Intensywny, ale nie drażniąca kompozycja:

  • Głowa: trojeść ( albicja jedwabista), liście fiołka 
  • Serce: dzikie konwalie
  • Podstawa: mech, piżmo

Niesamowite, ale ten zapach przypomina mi moja Ciocię, która nie żyje już id kilkudziesięciu lat. Była bardzo elegancką kobietą. Zawsze, gdy przychodziła w idealnie wyprasowanej garsonce i w rękawiczkach rozsiewała wokół taka aurę ;-) Ten zapach bardzo mi ją przypomina. Z uwagi na większą zawartość esencji wonnych zapach utrzymuje się naprawdę długo . To mój pierwszy tak trwały zapach od YVES ROCHER'A na jaki trafiłam. Ocena:10/10 Na pewno go kupię, ale bardziej ze względów sentymentalnych ;-)

DKNY BeDelicious Fresh Blossom




Od razu nadmienię, że zdecydowanie polecam testery z mini atomizerami. Jeśli macie możliwość wyboru to ta opcja lepiej się sprawdza. Dozujecie zawsze właściwą ilość ;-) Próbka też wtedy wystarcza na dłużej i będziecie mogły się lepiej zapoznać z zapachem. 
Zapachu Be Delicious nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, bo jest wręcz oklepany ;-(  Ta wersja jest moim zdaniem zdecydowanie lżejsza i lepsza ;-) Mamy tutaj w składzie:

  • Głowa: grejfrut, morela, czarna porzeczka
  • Serce: jaśmin, róża, konwalia
  • Podstawa: drzewo, jabłko

Bardzo świeży owocowy zapach. W pierwszym odczuciu bardzo słodki, jednak z dodatkiem cierpkiej nuty. Z pewnością to porzeczka i grejfrut, które stopują tą słodycz tak aby zapach nie był słodko-mdlący i nudzący. Bardzo ciekawy, wręcz intrygujący. Naprawdę mnie zainteresował. Ocena: 10/10 ;-) Ma duże szanse stać się faworytem.

GUCCI Eau de Perfum II


Kolejna woda perfumowana w tym zestawieniu ;-) Próbkę dostałam chyba w perfumerii Douglas, chociaż nie dam za to absolutnie głowy ;-) bo miało to miejsce jakiś czas temu. Naprawdę świetna forma prezentacji zapachu. Najlepsza z jaką do tej pory się spotkałam. Ampułka zabezpieczona w pudełeczku często wędrowała ze mną w torebce. Do pełni zadowolenia brakuje jeszcze mini spraju jako dozownik. Ale cóż, widocznie na to nie wpadli ;-) 


No, ale wracając do tematu to zapach raczej średni jeśli chodzi o to jak się u mnie sprawdził. Składają się na niego:

  • Głowa: pomarańcza, mandarynka, porzeczka
  • Serce: jeżyna, fiołek
  • Podstawa: cedr, heliotrop, jaśmin

Na pierwszy rzut oka wydaje się być prostym owocowym zapachem. Dla mnie okazał się jednak zbyt męczący i ciężki. Słodko-mdły, momentami cierpki i duszący. Niestety zbyt duża ilość (a z tym jest problem, z uwagi na dozownik) przyprawiała mnie o ból głowy. Więc niestety Gucci mówię: NIE!!! Ocena: 5/10 Ciekawy, ale to nie to ;-(

Na koniec mój "ancymonek" :

CK IN2U woda toaletowa



W zasadzie to powinnam go zweryfikować z oryginałem w perfumerii. Czy to na pewno to :-( Ma to być mianowicie:

  • Głowa: grejfrut, bergamotka, porzeczka
  • Serce: kaktus, orchidea
  • Podstawa; cedr, wanilia, ambra

Jest to tak irytująca i nieznośna kompozycja dla mojej osoby, że na samo wspomnienie już zaczyna mnie boleć głowa. Wszystkie ubrania, które miały z nim styczność po paru godzinach wylądowały w pralce zapach był nie do zniesienia.
Ten zapach przypomina mi tylko i wyłącznie jakąś męską wodę kolońską. Z tego co o niej czytałam to nie jest unisex. Występuje w wersji damskiej i męskiej. Na mojej etykiecie jest opis " damski". Nie sądzę żeby się ktoś pomylił, ale jest to przecież możliwe.
Nie, nie i jeszcze raz nie dla tego zapachu. ocena: 0/10

A Wy macie jakieś ciekawe zapachy go do polecenia ;-)? Spotkałyście się z tym zapachem Calcina Klein'a? Wasze opinie umieśćcie w komentarzach ;-)

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

niedziela, 20 października 2013

Foto-skrzynka ;-))))

     Czasem tak się dzieje, że wydaje się nam, że cały świat sprzysiągł się przeciwko nam. Wtedy najlepiej wyjść na zewnątrz, aby nabrać dystansu i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy ;-) Przecież dokoła jest tak pięknie ;-) Chociaż rano nieśmiało spoza chmur przeświecał jedynie księżyc, później było już tylko lepiej ;-)








Pozdrawiam
Miłego oglądania
k.smazik ;-)

piątek, 11 października 2013

Higiena w makijażu ;-))))

     Byłam niedawno świadkiem takiej sceny. W jednym z firmowych sklepów kosmetycznych stała na środku szafa z kolorówką. Ekspedientki były zajęte klientkami, ja z listą zakupów buszowałam po pułkach. W pewnym momencie do sklepu weszła młoda kobieta ubrana dość elegancko, powiedzmy biznesowo. Podeszła do owej szafy i zaczęła się malować. Cienie, tusz i na końcu szminka na ustach z odrobiną błyszczyka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że użyła samych testerów tam wystawionych. Po czym rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie w lustro wyszła jak gdyby nigdy nic. Mam wrażenie, że poruszyło to tylko mnie w tym sklepie. Wiem, że do tego służą testery i po to są one tam wystawione. Ale żeby tak z premedytacją. Bardziej zadziwiła mnie lekkomyślność tej kobiety. Niestety nie mamy gwarancji jakości i czystości tych kosmetyków. Nie wiem jak i czy w ogóle są odświeżane i dezynfekowane. A przecież każda z nas testuje w sklepie kosmetyki i często nie przejmuje się swoim stanem zdrowia i tym, że może komuś "sprzedać" tą infekcję poprzez te testery. 
     Dobra praktyka w sprzedaży kosmetyków powinna obejmować również dbałość o jakość i czystość testerów.

     To samo tyczy się naszych kosmetyków kolorowych w domu. Jeśli jesteś chora, a z jakichś powodów nie chcesz na ten czas zrezygnować z make up'u to warto zastanowić się nad tym jak zabezpieczyć swoje kosmetyki. Aby nie stały się one później źródłem ponownego nawrotu infekcji lub pogorszenia naszego stanu zdrowia.

Możemy to zrobić w następujący sposób :

  • szminka - najprostszą metodą jest po prostu wytarcie jej do chusteczki ;-) Możliwość umieszczenia na niej bakterii zmniejsza również przez użycie szpatułki i później z niej nabranie szminki pędzelkiem do ust.
  • puder/róż/bronzer - można po prostu przetrzeć z wierzchu czystym, zdezynfekowanym pędzlem, chusteczką. Przyda się również spray ze spirytusem 70% , którym spryskujemy kosmetyki z wierzchu. 
  • tusz - nakładanie tuszu, aby go nie zanieczyścić powinno się odbywać przy użyciu kilku szczoteczek. Tak aby za każdym razem tusz był nabierany nową szczoteczką. Nie trzeba jednak kupować specjalnych nowych szczoteczek. Wystarczy  wcześniej o tym pomyśleć  i zostawić sobie samą szczotkę po zużytym tuszu.Trzeba ją przygotować do ponownego użycia.
  • kredki/ołówek - to jest najprostsze, bo po prostu wystarczy je zastrugać. Metoda ta sprawdza się to jeśli utrzymujemy strugaczkę w czystości, więc ją też należy czyścić.
  • gąbki - ideałem byłyby jednorazowe, ale jeśli nie możecie sobie na to pozwolić lub nie chcecie ;-) to trzeba ją myć i to najlepiej zaraz po użyciu. Im dłużej będziecie z tym zwlekać, tym trudniej będzie ją doczyścić. 
  • podkłady - najlepsze jeśli chodzi o utrzymanie higieny są te z pompką, które gwarantują jak najmniejszy dostęp powietrza do reszty podkładu. Jeśli jednak takowej nie mamy to lepiej jest niewielką ilość nabrać na grzbiet dłoni lub szpatułkę plastikową i z niej nabierać podkład pędzlem, gąbką lub palcami. 

     Najważniejszą kryterium jakim powinnyśmy się kierować jest nasze zdrowie i najprostszym rozwiązaniem jest nieużywanie kosmetyków kolorowych w czasie infekcji, a nawet jeśli (to robimy) to wyrzucenie tych kosmetyków po użyciu jako potencjalne źródło zarazków. Jednocześnie nasze kosmetyki dłużej zachowają trwałość i swoje właściwości jeśli będziemy pamiętać o utrzymywaniu ich w czystości.

Mam nadzieję, że te podpowiedzi przydały się Wam. Może macie na tą kwestię inny pogląd, zapraszam do wyrażenia go w komentarzach ;-)

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

czwartek, 10 października 2013

wtorek, 8 października 2013

To chodzi za mną wciąż - PINK "Try"

     "And The Oscar goes to...! - Hhhhmmmm marzy mi się żeby kiedyś stworzono kategorię najlepszy teledysk i to nie koniecznie do muzyki filmowej. Czasami wydaje mi się, że jest to forma sztuki niedoceniona. No bo jak można zwizualizować uczucia, które ze sobą niesie muzyk, piosenkarz podczas jej wykonywania. A jednak podejmuje się takiej próbie każdy z artystów.  Emitowane w okrojonych fragmentach w telewizji często wydają się bezsensowne i głupie. Ich prawdziwą treść są w stanie docenić jedynie prawdziwi fani artysty, którzy zaopatrzą się wydawnictwo prezentujące cały jego teledyskowy dorobek. 

Ja fanką PINK bym siebie nie nazwała. ;-) Znam jej kawałki ale raczej ze słyszenia z różnych radiostacji. Ale duże wrażenie na mnie zrobił jej teledysk do utworu "TRY"



Źródło YOU TUBE

Piosenka utrzymana jest w klimacie pop-rocka i stanowi drugi singiel z jej szóstego studyjnego albumu "The Truth About Love" z 2012 roku. Teledysk wyreżyserowała Floria Sigismondi, która ma już na swoim koncie współpracę  z takimi sławami jak Leonard Cohen, David Bowie, Muse czy Bjork ;-) W tej ponad czterominutowej historii najbardziej przykuwa uwagę skomplikowana choreografia. Przypomina ona walkę, ale jest przy tym bardzo zmysłowa. W roli głównej występuje sama PINK, która wykonuje ów taniec z partnerem. Muzyka, tekst i taniec świetnie ze sobą współgrają. Całość głęboko zapada w pamięć. 

Ever wonder ‘bout what he’s doing?
How it all turned to lies?
Sometimes I think that it’s better to never ask why

Where there is desire there is gonna be a flame
Where there is a flame someone’s bound to get burned
But just because it burns doesn’t mean you’re gonna die
You gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try

Funny how the heart can be deceiving
More than just a couple times
Why do we fall in love so easy?
Even when it’s not right

Where there is desire there is gonna be a flame
Where there is a flame someone’s bound to get burned
But just because it burns doesn’t mean you’re gonna die
You gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try

Every worry that it might be ruined?
Does it make you wanna cry?
When you’re out there doin’ what you’re doin’
Are you just getting by?
Tell me are you just getting by, by, by

Where there is desire there is gonna be a flame
Where there is a flame someone’s bound to get burned
But just because it burns doesn’t mean you’re gonna die
You gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try
You gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try
You gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try
You gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try
Gotta get up and try, try, try 

Polecam warto się nad nim zatrzymać ;-)

Miłego oglądania i słuchania.
Pozdrawiam
k.smazik ;-)

niedziela, 6 października 2013

Tygodniowy przegląd filmowy ;-))))

Tym razem przegląd filmów z całego tygodnia. Weekend okazał się ubogi w możliwość oglądania filmów ;-(  Ale w poprzedzającym go tygodniu udało mi się zobaczyć dwa, więc nie jest źle ;-)))
Mogę polecić oba, a mianowicie są to:

Protektor


Tak, tak znowu film z Jason'em Statham'em. Co ja poradzę, że lubię kino akcji z elementami walki. Czasem naiwne i komiczne, rzadko kiedy straszne ;-) Film z 2012 roku. Tym razem mamy do czynienia z częstym schematem. On - były komandos, przedstawiciel służb specjalnych, choć to do końca nie zostały wytłumaczone, ale przecież skądś ma te wszystkie "umiejętności". Wyklęty przez kolegów z policji, których musiał zadenuncjować w ramach swojej współpracy z burmistrzem miasta - notabene Nowego Jorku. Razem zwalczali nie tylko korupcję w policji, ale również "pozbyli się" czarnych charakterów, bandytów, szefów mafii i ich sługusów. Przez swoje działania naraża się kolegą funkcjonariuszom i osobnikom z półświatka. Traci wszystko na czym mu zależało, sięga dna. Od samobójstwa ratuje go mała dziewczynka, która stała się celem dla triady, rosyjskiej mafii i skorumpowanej policji. Teraz on zostanie jej obrońcą i w ten sposób spłaci swój dług. 
Historia często powielana w innych filmach na różne sposoby. Szybka akcja na miarę Transportera . Oni źli i brzydcy, on prawy i honorowy, postępujący według swoich zasad.
Polecam 10/10 w mojej skali ;-)

Drugi film to: 

Wyścig z czasem


Nie jestem fanką Justina Timberlake'a, ale cenię go jako artystę, muzyka. Do obejrzenia tego filmu bardziej skłoniła mnie ciekawość, jak z nim w duecie wypadnie Amanda Seyfried. Do tej pory znałam ją bardziej z ról musicalowych z "Mama Mia" czy "Nędzników" lub innych takich jak "Listy do Julii". A tu mamy do czynienia z thrillerem science-fiction. 
     Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Na ziemi w obawie przed narastającym przeludnieniem wprowadzona zostaje reglamentacja czasu życia. Każdy zwykły człowiek budzi się z 23 godzinami. Musi je wykorzystać na zdobycie kolejnych godzin, minut życia w sposób legalny lub nielegalny. To jest warunkiem, że jutro znowu się obudzi. Tego problemu nie mają bogacze, którzy za swoje majątki wykupili sobie mnóstwo czasu i mogą praktycznie żyć wiecznie. Odizolowani od reszty ludzi w obawie przed utratą swojego cennego czasu żyją powoli i w luksusie otoczeni szeregiem ochroniarzy. 
     Główny bohater - Will Salas - staje się przypadkowo właścicielem dodatkowych 100 lat życia, jednocześnie traci swoich bliskich. Oskarżony o morderstwo i bezprawne przywłaszczenie sobie czasu musi uciekać  i skrywa się wśród tych, którzy mają go w nadmiarze. Cały czas depczą mu po piętach strażnicy czasu. Podczas kolejnej ucieczki wraz z zakładniczką dochodzi do wniosku, że ten system jest niesprawiedliwy. Z jej pomocą spróbuje go obalić.

Nie ważne są pieniądze, liczy się czas.

Z reguły unikam tego typu filmów, bo z reguły są przegadane i nużące. Tutaj akcją płynie wartko, na tyle że trudno się od niego oderwać. 
Polecam 10/10 w mojej skali ;-)
               
Miłego oglądania
Pozdrawiam
k.smazik ;-)

piątek, 4 października 2013

Płyn do czyszczenia pędzli - zrób go sama ;-))))

    O konieczności zachowania higieny przy wykonywaniu makijażu nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Nie dotyczy to tylko profesjonalistów czy tych z nas którzy malują nie tylko siebie, ale też koleżanki i znajome. Bardzo łatwo zanieczyścić używane przez nas kosmetyki czy pędzle, które mogą potem stać się źródłem ponownego zakażenia.  I dziwimy się skąd te zapalenia spojówek, opryszczki, trądzik ciągle nawracające.

Ja chciałam Wam pokazać swoja metodę na utrzymanie w czystości pędzli. Jest ona bardzo prosta:


Czyszczenie pędzli dokładnie wykonuje raz w tygodniu lub raz na dwa. To zależy od tego czy w danym tygodniu używałam wszystkich pędzli lub czy makijaż był bardziej skomplikowany i wymagał licznych akcesoriów. Pędzel do podkładu i szminki myje codziennie. Do dokładnego mycia używam delikatnego szamponu lub innego płynu który mam pod ręką ;-)

Jednak do szybkiego oczyszczania pędzla lub codziennego wieczornego odświeżania wykorzystuje płyn oczyszczająco-dezynfekujący, który mieszam sama.

Potrzebuję do jego wykonania:





  • płyn micelarny - jakikolwiek ;-) cena, firma nie gra roli. Często wykorzystuje ten który nie sprawdził się u mnie w codziennej pielęgnacji.
  • spirytus- raczej powinien to być 70%(dwie części etanolu na jedną cześć wody) , ale często stosuje zwykły czysty spirytus dostępny, ten akurat jest 95%.
  • pojemnik z atomizerem ;-)
  • ściereczka z mikrofibry... i wsio.

W pojemniku ze spryskiwaczem mieszam: do 2/3 pojemności płynu micelarnego i 1/3 cześć spirytusu. Całość wstrząsnąć aż do wymieszania i gotowe. Nic prostszego ;-)

Procedura jest samego czyszczenia pędzli jest prosta. Spryskuje ściereczkę z mikrofibry tak przygotowanym płynem i wycieram w to miejsce kolistymi ruchami pędzel, i tak postepuje z każdym z osobna. Pędzle grubsze np. do rożu, pudru, bronzera spryskuje bezpośrednio sprajem po włosach i dopiero wtedy wycieram go w ściereczkę. Tak oczyszczone pędzle są właściwie gotowe do ponownego użytku. Jednak ja tą "procedurę" wykonuję przeważnie wieczorem. Odkładam je do stojaka, gdzie czekają do rana.

Ot cała filozofia ;-)  Infekcji brak i oby tak dalej ;-)

Pozdrowienia
k.smazik ;-)

czwartek, 3 października 2013

Myśl dnia ;-)))

  " Z naszymi psami jesteśmy tak silnie związani,
że nie może być mowy o osamotnieniu,
gdy one są blisko nas ."

Przysłowie Innuitów z Ziemi Baffina

wtorek, 1 października 2013

Płyny do demakijażu oczu ;-)))

      I mamy już październik. Szybko ten czas leci. Stanowczo zbyt szybko ;-) Skończył się wrzesień i skończyło się moje kolejne opakowanie YVES ROCHER Dwufazowy płyn do demakijażu oczu z wyciągiem z bławatka. Po paru "zdradach" ponownie do niego wróciłam na kilka kolejnych miesięcy.
Pod koniec sierpnia będąc w drogerii Koliber znalazłam liczną grupę tego typu preparatów. Yves Rocher jest świetny, ale jego cena regularna to 24zł. Ja przeważnie kupuję go z rabatem 50 lub 40%, jednak nie zawsze. Może uda mi się znaleźć jakiś tańszy a równie skuteczny odpowiednik.

Poszłam za ciosem i wybór padł na:
  •  Garnier Essentials Płyn do demakijażu 2w1 - 200ml ( to największa pojemność jaką znalazłam),
  • L'OREAL Demakijaż łagodny płyn do oczu i ust - 125 ml( przez sentyment do firmy  ;-) to były moje pierwsze kosmetyki w życiu ;-) ),
  • Dax Cosmetics Perfekta oczyszczanie Płyn dwufazowy do oczyszczania oczu i ust 125ml (o tej serii słyszałam dużo dobrych opinii).

W najbliższym czasie ukażą się kolejne posty z moimi odczuciami po zastosowaniu tych preparatów.

Na pierwszy ogień poszedł Dax . Już teraz widzę, że na długo u mnie nie zagości. Dozowanie jest dość trudne i szybko się zużywa, ale o tym potem.

Tymczasem pozdrawiam
Miłego dnia
k.smazik ;-)

Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...