niedziela, 16 lutego 2014

Denko STYCZEŃ 2014 - PIELĘGNACJA ;-)

Dzień dobry Wszystkim ;-))) To już ostatnia odsłona denka w tym miesiącu, uffff ;-) Więc nieprzedłużając i tak długaśnego postu z dużą ilością zdjęć przechodzę do bohaterów tego wpisu ;-) Miłego czytania ;-)



Zaczynamy od peelingu:



ZIAJA Sopot SPA +30 Peeling gommage wygładzający - w ramach walki z naczynkami próbuje odstawić peeling z drobinkami na rzecz, tych enzymatycznych. Jednak nie jestem na razie zadowolona z uzyskanego efektu. Z resztą bez dokładnego złuszczania szybko pojawili się niechciani "koledzy" trądzikowi :-( Dodatkowo zaczerwienienia, które miały się zmniejszać, nasiliły się. Więc co tu zrobić z resztą produktu??? Buzia się buntuje, ale stopy nie ;-) Wykorzystałam go przy pedicurze. Dodatkowo zmiękczył on zrogowaciały naskórek na pietach. Nawet mogę powiedzieć, że od czasu stosowania praktycznie zrezygnowałam ze ścinania naskórka, wystarczy mi obecnie tylko pumeks lub skała wulkaniczna do ścierania pięt. Trochę jest z tym zabawy, ale rezultat końcowy wart jest wysiłku. Myślałam nawet o bardziej inwazyjnych środkach chemicznych, ale okazały się one w tym momencie zbędne. Z pewnością wrócę do niego, ale już jako do peelingu do stóp ;-) Ocena: 8/10 ;-)


Jeśli już mam puste opakowanie to zdradzę Wam moją Tajną broń ;-))) 




PROPOLIS Etanolowy wyciąg z propolisu - mogę powiedzieć, że u mnie to już jest środy tradycyjny, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Propolis ma bardzo szerokie zastosowanie. Ten w postaci roztworu spirytusowego z aplikatorem przeznaczony jest głównie na skórę. Przychodził mi niejeden raz z pomocą, gdy pojawiały się pryszcze lub inne niechciane zmiany. Gdy się zraniłam lub np. pękały mi kąciki ust. Aplikacja prosta jak drut: albo spryskujesz miejsce, które tego potrzebuje lub zamaczając w nim patyczek do czyszczenia uszu aplikuje roztwór bardziej dokładnie. Problem znika w przeciągu 2 dni, a co ważniejsze skóra goi się bez pozostawiania blizn. Kit pszczeli nigdy w 100% nie ma określonego składu, więc do tego rodzaju preparatów z dystansem powinni podchodzić alergicy, bo nie ma nigdy gwarancji czy nie zawiera on składnika na który są oni uczuleni. Więc można powiedzieć, że nie jest to produkt dla wszystkich. To kolejne opakowanie i nie ostatnie, bo nowe jest już w użyciu ;-))) Ocena: 10/10 Gdybym miała możliwość to było by 100/100 ;-)
 
Teraz już tylko produkty do buzi ;-)))




 AA ECO Krem pod oczy i na powieki Dzika Róża - jakoś tak to jest skonstruowane, że czasami to co się za pierwszym, za drugim razem sprawdzało wspaniale, za trzecim już nie jest takie skuteczne. Zalezienie najlepszego dla mnie kremu pod oczy zajęło mi dużo czasu. Prawie mi się udało, ale jak wiemy "Prawie robi dużą różnice". Jak już napomknęłam to już moje 3 opakowanie. Pierwsze i drugie wydawało mi się ok. Skóra wokół oczu bardzo polubiła się z olejem z dzikiej róży, witaminą C i gliceryną zawartymi w kremie. Była miękka i elastyczna. W ciągu dnia nie widać było oznak przesuszenia. Dokładny skład możecie zobaczyć na załączonym zdjęciu. ;-)
 

Było tak pięknie przez dwa opakowania. Niestety przy trzecim pojawiło się łzawienie z oczu. Kolejno eliminowałam wszystko co mogło powodować taką sytuację. Niestety dopiero po odstawieniu kremu AA łzawienie ustało. Może na razie dam mu spokój i wrócę po jakimś czasie. Krem jest bardzo gęsty, ale łatwo się go nakłada. Dozowanie również nie sprawia problemu i jest higieniczne, bo krem zapakowano nam w tubkę, z której możemy wydobyć go do ostatniej porcji. Miałam go ocenić 10/10, ale dam 8/10 bo nie wiem do końca co powoduje tą zmianę w stosowaniu. Czy to moja skóra już inaczej reaguje na ten krem, albo krem się zmienił. Obie odpowiedzi wydają się być prawdopodobne. Na razie bardziej jestem skłonna zainwestować w krem pod oczy Sylveco (o którym będzie później) niż w ten z AA, ale nie wykluczam, że kiedyś może do niego wrócę.


YVES ROCHER Hydra vegetal -  to koncentrat nawilżający. Lubię tego typu produkty, bo mają różne zastosowania. Można go użyć jako: bazę pod makijaż w niewielkiej ilości lub pod zwykły codzienny krem dla lepszego nawilżenia. Można go stosować jako mocne nawilżanie np. na noc w większej dawce. Ja znalazłam jeszcze jedno zastosowanie. Zawieszałam w nim mój korund, pisałam o nim tu. Wykonywałam delikatny masaż i pozostawiałam na skórze na kilka minut jak maseczkę a następnie zmywałam. Skórę była po takim zabiegu niesamowicie gładka i miła w dotyku. Zdecydowanie wyczuwalny film na skórze utrzymywał się przez pewien czas i nie wymagała ona dodatkowego aplikowania czegokolwiek. Jak to zwykle w produktach tej firmy tak i ten krem-żel nafaszerowany jest składnikami roślinnymi. Soki z klonu, niebieskiej agawy, aloesu, masło karite mają łagodzić i nawilżać naszą skórę. Cena jest dość wygórowana jak na tego typu produkt bo ok. 72 zł. Jednak jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapłacić pełnej ceny z produkty tej firmy. System rabatowania jest tak rozbudowany, że każdą rzecz na pewno uda nam się kupić o wiele taniej. Ocena: 10/10 zdecydowanie polecam, a sama zaczynam kolejne opakowanie ;-)))))


SYLVECO Lekki krem brzozowy - o tym kremie napisali już chyba wszyscy i wszystko. Tymczasem u mnie zagościł on dopiero teraz. Długo się nad nim zastanawiałam, aż w końcu postanowiłam zaryzykować. Skład jest naprawdę imponujący, tu odsyłam do załączonych zdjęć.



W zasadzie to ideał, można by rzec ;-) Ja jednak przyczepię się trochę do tego określenia "lekki krem przeznaczony do każdego rodzaju skóry". Zwłaszcza "lekki" mi tu nie pasuje. Ja bym go sklasyfikowała na pograniczu kremu lekkiego i tłustego, czyli jako krem półtłusty. Ja z moją mieszaną i tłustą cerą musiałam trochę opanować jego odpowiednie dozowanie. Przede wszystkim to faktycznie świetny krem odżywczo-nawilżający. Skóra po jego zastosowaniu zdecydowanie jest bardziej elastyczna, wygląda zdrowiej. jednocześnie u mnie kompletnie nie sprawdził się w roli kremu na dzień pod makijaż. Bardzo szybko skóra zaczynała się przetłuszczać, a makijaż ważyć się. Za to świetnie działał wieczorem po zmyciu "historii całego dnia", przynosił odczuwalną ulgę i łagodził skórę. Nałożony grubszą warstwą przez noc odżywiał skórę, rano była milutka w dotyku ;-) Podsumowując, podoba mi się, ale bez nadmiernego szału. Pewnie kiedyś do niego wrócę, ale jako do kremu na noc. Ocena:8/10 ;-)


SYLVECO Łagodny krem pod oczy - krem brzozowy okazał się nie tak rewelacyjna jak by się wydawało, że będzie. Za to krem pod oczy stał się moim "must have". Spójrzcie tylko na skład. Samo dobro i jak to może nie działać.



Zalecane jest stosowanie tego kremu na dwa sposoby: pierwszy jako zwykły krem nakładany cienką warstwą. Natomiast drugi: grubszą, w formie maski na powieki. Rewelacja ;-) Już mam go na liście "co kupić powtórnie", na razie skończę to co mam. Krem zważywszy na swoją jakość i efektywność jest tani, bo ok. 22zł to są w takim przypadku małe pieniądze za 30ml produktu. Skóra była cały dzień dobrze nawilżona. Nie kolidował z kosmetykami kolorowymi. Skóra nie przesuszała się nawet od cięższych korektorów. Cienie również utrzymywały się bardzo dobrze i przede wszystkim długo. Zobaczymy za jakiś czas czy kolejne opakowanie też będzie się tak samo sprawować i będę w takim samym zachwycie o nim pisać ;-). W tym momencie ocena jest najwyższa z możliwych. Ocena: 10/10 !!!!!!!!!!!!!!!!




A teraz trochę testerów:



BIODERMA Smoothing matrix cream - krem wygładzający zmarszczki. Jedyne moje spostrzeżenie to, że próbka miała zawierać 2 ml, jednak konsystencja tego kremu nie pozwoliła mi to stwierdzić, bo jego znikoma ilość wypłynęła z opakowania w takim tempie i zaraz było po niej. Będę się musiała rozejrzeć za opakowaniem pełnowymiarowym, bo próbka w tym przypadku to tylko strata czasu. Ocena:0/0 


CAUDALIE Intense Moisture Rescue Cream/ S.O.S. Morning Eye Rescue - to dzięki mojej Przyjaciółce ;-))) moje odkrycie. W prawdzie te próbki to zaledwie 3 i 1,5 ml, ale moja skóra bardzo pozytywnie na nie zareagowała. Krem pod oczy ma szansę zastąpić ten o którym pisałam wcześniej z AA. Skóra była bardzo dobrze nawilżona przez cały dzień. Nie odczuwałam jej ściągnięcia nawet po zastosowaniu nieco cięższych podkładów , z którymi mam styczność zwłaszcza teraz zimą. Co też bardzo ważne nie zauważyłam zbytniego przetłuszczania się skóry co przy mojej cerze mieszanej jest szczególnym utrapieniem. Oba kremy mają konsystencję trochę kremu, trochę żelu, może coś podobnego do emulsji, ciężko określić. Bardzo szybko się wchłaniają i tak jak już mówiłam dają prawie matowe, ale zdrowe wykończenie na skórze. Ocena na razie 8/10. Przymierzam się do zakupu pełnowymiarowych produktów więc z pewnością pojawi się ich pełna recenzja w przyszłości ;-)))


Good Skin Extene 10 Krem nawilżający - kolejny podarunek od Douglas'a. Kto czyta denka na moim blogu ten się już zorientował, że jestem przeciwna tego typu próbką. Chyba, że Pani ekspedientka odlewa produkt przy nas. Jeśli nie to nie mamy gwarancji jak długo już leży sobie w tym nie oryginalnym słoiczku i w jakich warunkach. Do tego brak kompletnie informacji o tym jak stosować, o składzie już nie wspomnę. Ale od czego mamy Wujka Google ;-))) Informację znalazłam tu . Krem według producenta po 4 tygodnia ma nas odmłodzić o 10 lat ;-)))) Śmiech na sali ;-))) Ja osobiście miałam problem z poradzeniem sobie z tak małą ilością, a co by było gdybym miała zużyć oryginalne 50ml :-( Aż strach się bać :-( Podstawowa myśl, krem jest ciężki i przeznaczony tylko i wyłącznie do cery suchej, z naciskiem na suuuuchheeeeejjjjj ;-) Osoby z cerą mieszaną lub tłustą mogą sobie go spokojnie darować. Bo jest on niemiłosiernie tłusty, a po drugie zawiera w sobie jakieś opalizujące, mieniące się składniki, tworzące wręcz opalizującą poświatę na skórze. Jakbym wpadła twarzą do rozświetlacza;-) Więc sumując te dwie cechy skóra świeci się niewyobrażalnie. Dodatkowy minus to zapach, dla mnie nie do przejścia, jak maści aptecznej. Producent opowiada takie bajki jakoby ten krem miałby być remedium na bolączki urodowe wszystkich kobiet. Zmarszczki, elastyczność, nawilżenie, przebarwienia mają być zredukowane lub usunięte. Skóra zabezpieczona przed działaniem Słońca odpowiednim filtrem itd. itd. Cuda na kiju ;-)))) Suma sumarum przy całej mojej niechęci do tego typu próbek, ciesze się, że na nią trafiłam, bo dzięki niej nigdy w życiu tego konkretnego kremu nie kupię ;-))))) Ocena: 0/10



ZIAJA MED Krem tonujący do twarzy cera normalna, naczynkowa SPF 50+ - do ochrony moich "pobudzonych" naczynek i nie tylko wybrałam produkt Ziaja. W zeszłym roku firma wprowadziła 3 typy kremów z wysoką ochroną SPF 50+ w swojej serii aptecznej MED. Moje próbki to akurat wersja do skóry naczynkowej. Zawiera pigment w odcieniu naturalnym, uniwersalnym ;-) W efekcie końcowym uzyskujemy takie samo działanie jak innych kremów tonujących lub osławionych kremów BB. Filtr 50+ ma nas chronić przed podrażnieniami skóry spowodowanymi promieniami UV. Ja stosuję go praktycznie codziennie. Niestety jest on dość tłusty i w moim przypadku już po tygodniu stosowania pojawili się już niechciani "goście".  Podkłady do makijażu również nie tolerowały takiego "towarzystwa". Całość się ważyła i spływała. Ale z wszystkiego jest jakieś wyjście. Krem Ziaja utworzył zgodny duet z podkładem w kompakcie Creme Puff Max Factor. Zastanawiam się więc, czy kupując wersję pełnowymiarową nie wybrać tego do cery trądzikowej, tłustej, matującej. Na razie jest pół na pół jeśli chodzi o zadowolenie ze stosowania ;-) Ocena: 5/10 ;-)
 

IWOSTIN CAPILLIN  Wzmacniający krem na naczynka - długi czas walczę już z trądzikiem, nawet nie pamiętam od jakiego momentu tą walkę zaczęłam. Tymczasem zupełnie nie zwracałam uwagi na zaczerwienienia, rumienie, które pojawiały się na policzkach i nosie. Postanowiłam połączyć obie kuracje: w dzień produkty zabezpieczającego skórę i chroniące przed trądzikiem, a na noc coś łagodzącego na naczynka. Na pierwszy ogień wybrałam krem wzmacniający firmy IWOSTIN. Na razie to próbki. Stosowałam je miejscowo przed dwa tygodnie, na tyle mi one wystarczyły. krem jest lekki, bardzo dobrze się wchłania. Nie pozostawi tłustego filmu na skórze. Wręcz powiedziałaby, że to taki trochę krem-żel. Ma całkowicie neutralny zapach, co mnie ucieszyło, bo dotychczas od kosmetyków tej firmy odstraszał mnie skutecznie właśnie zapach. Dla mnie nie do zniesienia, ale tym razem jest ok. Barwa kremu jest jasno zielona i powoduje lekkie rozjaśnienie cery i zmniejszenie widoczności zaczerwienień. Przy czym nie jest to tak intensywne działanie jak np. korektora. Myślę, że skuszę się na całe opakowanie i wtedy będę mogła powiedzieć coś więcej co do skuteczności, bo 2 tygodnie to stanowczo zbyt mało na wypowiadanie się w tej kwestii. Pierwsze wrażenie dobre. Raczej pozostanę przy tej wersji, choć jeszcze jest krem typowo na dzień, bo zawierający filtr UV. Ocena: 5/10 ;-)


No, i jak to mówił klasyk: "I to by było na tyle!" Denko styczniowe rozliczone ;-)))) Już półmetek lutego a torba rośnie, kolejne denko zapowiada się równie obfite ;-))) 

A Wy spotkałyście się z tego typu produktami ?? Jakie są Wasze wrażenia, jestem ciekawa ;-)

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...