piątek, 17 kwietnia 2015

Denko STYCZEŃ 2015 ;-)))

Cześć ;-) 

      Ten post miał być jutro, ale trochę mi zeszło. TROCHĘ ;-)) To za mało powiedziane ;-)) Pewnie też to znacie ;-))) Czas pędzi jak opętany. Nie wiem jak ani kiedy a ten czas przeleciał. No dobrze wiem ;-)) jak się nad tym dłużej zastanowię, ale to już inny temat do rozważań. Na pewno więcej mobilizacji by się przydało ;-)), żeby połączyć to co przyjemne z tym co pożyteczne. Pisanie na blogu niestety spadło w ostatnim okresie na dalszy plan. Ale co się odwlecze to nie uciecze ;-))) To akurat jest do nadrobienia, więc zaczynam.

Wracając do sedna tego postu dzisiaj będzie to co Tygrysy ;-) lubią najbardziej, przegląd zdenkowanych kosmetyków ;-))) Koszyczek prezentuje się obficie, a to jedynie sam styczeń. No to zaczynamy ;-))


     Tym razem mamy więcej pielęgnacji. Zdecydowanie w styczniu skupiłam się na odpowiednim oczyszczaniu i odżywieniu skóry, niż na makijażu. Choć trzy kosmetyki kolorowe teraz udało mi się wykończyć. Staram się je stopniowo ograniczać, bo zbyt poszalałam i teraz ciężko to ogarnąć.  Ale małymi kroczkami na pewno mi się uda ;-)))


AVON Advance Techniques Maseczka z olejkiem arganowym - kosmetyki do włosów z tej firmy miałam już nie raz i na ogół się sprawdzały. Nie to, że ta maska mi coś złego zrobiła. Co to, to nie ;-) Raczej nie zrobiła nic konkretnego z moimi włosami. Stosowałam ją jeszcze podczas wyjazdów urlopowych zamiast odżywki, pod prysznic. Natomiast  ostatnio zaczęłam ją stosować jak przykazano, jako maska raz, dwa razy w tygodniu. W obu przypadkach działanie było niestety przeciętne. Bardziej jak odżywki, czyli miękkie, łatwiej rozczesujące się włosy. Spodziewałam się czegoś więcej. Lepszego nawilżenia i większego blasku. Włosów bardziej odżywionych. W końcu to maska i ma mieć bardziej intensywne i regenerujące działanie. Jednym słowem: zawiodłam się. To dwa słowa ;-)) Raczej polecałabym ją osobom z mniej problematycznymi włosami, bo z tymi bardziej wymagającymi nie polubią się.  Ocena: 3/10 bez rewelacji :-(


PANTENE PRO-V DEEP MOISTURE SOUFLLE  - ten głęboko nawilżający mus zakupiłam już jakiś czas temu, bo po wakacjach. Słońce, słona woda spowodowały, że włosy były na prawdę przesuszone. Wizyta u fryzjera pomogła, ale chciałam też mieć coś do codziennego nawilżania. Sama konsystencja przypomina bardzo piankę do włosów. I tu przechodzimy do największego minusa tego produktu. Aplikator, dozownik, jak zwał tak zwał. Baaaardzo długo zajęło mi ujarzmienie tego opakowania. Przeważnie nabierałam zbyt dużą porcję. Dlatego miałam ją tak długo, od wakacji. Często odstawiałam ją i potem znowu wracałam. Nie mogłam się jakoś "dogadać" z tym opakowaniem. Praktycznie od połowy dozowało się ją łatwiej. Efekt końcowy. Zadowalający, ale bez szału. Włosy stawały się miękkie, łatwo się rozczesywały, dość dobrze układały. Ale po częstszym stosowaniu suszarki i prostownicy przesuszenie wracało. Odżywka nie dawała już sobie rady. Podoba mi się forma bo jest odpowiednia dla moich włosów, ale działanie jest trochę za słabe. Faktycznie włosy cienkie, delikatne będą z niej być bardzo zadowolone, bo nie obciąża zbytnio. Ocena: 5/10  Obietnice wielkie, a efekt taki sobie ;-) Raczej nie kupię ponownie. 


CAUDALIE  ZESTE DE VIGNE - żel pod prysznic. Ta firma to rodzaj mojego odkrycia w zeszłym roku ;-))) Ten żel uwielbiam za jego świeży i pobudzający zapach. Odnaleźć w nim można nuty kwiatowe, liściaste oraz orzeźwiające, jak owoc drzewa cytrynowego. Żel może się nadawać nawet dla wrażliwców, bo zawiera minimum chemii reszta to składniki pochodzenia roślinnego. Na pewno wrócę do niego podczas wakacji. Bardzo dobrze oczyszcza skórę, nie przesuszając jej zbytnio przy okazji ;-))) Ocena: 10/10 i jeszcze raz 10/10 ;-)))))) i tak w kółko ;-)))


EUCERIN DERMO PURIFYER Tonik - do końca nie byłam przekonana do tego zakupu, ale okazał się bardzo skuteczny. W zasadzie od momentu zmiany pielęgnacji na przeciw-naczynkową odstawiłam wszystko co wysuszało, podrażniało i mogło zaognić stan skóry, a kryło się pod szerokim pojęciem kosmetyków przeciwtrądzikowych. W zasadzie pozostawiłam tylko preparaty do oczyszczania skórę z tej serii. Jedną z nich jest właśnie ten tonik. Dzięki zawartości kwasu mlekowego delikatnie reguluje on stan mojej jednocześnie tłustej i naczyńkowej skóry. Delikatnie ją złuszcza i działa antybakteryjnie. Zauważyłam, że dla mnie najbardziej optymalne stosowanie to raz dziennie, na noc. Praktycznie zmiany trądzikowe zniknęły całkowicie. Po mimo stosowania bogatszych kremów nie zauważyłam nawrotu ;-))) Co mnie bardzo cieszy. Czasem pojawia się jakiś pojedynczy osobnik w okresie zmian hormonalnych, ale to wszystko. Butelka ma wystarczająco dobry aplikator dzięki czemu można nabierać odpowiednią ilość na wacik. Nie musiała go przelewać do innego opakowania jak to ma często miejsce, aby nie marnować niepotrzebnie produktu. Wydajność rewelacyjnie długa. Mam go o ile dobrze pamiętam 4 miesiące ;-)))) To moje drugie opakowanie. Pierwsze niestety nie zużyłam, bo miało zbyt krótką datę i się przeterminowało. Ale kupiłam je z pełną świadomością , że ma taką datę na przecenie. Myślałam, ze zdążę. Niestety, albo stety ;-))) Bardzo duża wydajność spowodowała, że nie zmieściłam się w dacie ważności. Ocena: 10/10 Już szukam kolejnego opakowania ;-)))


AA ECO WINOGRONO Koncentrat Detox - z określeniem konsystencji mam lekki problem. Ni to olejek, ni to żel. Bardzo przyjemny delikatny zapach nie kolidujący z innymi pielęgnacyjnymi kosmetykami. Używałam go w niewielkiej ilości. Kilka kropli pod wieczorny krem w zupełności wystarczyło. Skóra była dobrze nawilżona. Rano była bardzo wyraźnie wypoczęta, odprężona, elastyczna i gładka w dotyku. Początkowo miałam problem z doborem ilości aplikowanego koncentratu. Sprawdziła się tu jak zawsze ;-) zasada: IM MNIEJ TYM LEPIEJ ;-) Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia ;-) Stwierdzam, że najbardziej z wszystkich opakowań kosmetyków odpowiadają mi butelki z pipetami. Higieniczne użytkowanie. Produkt się nie marnuje, bo nabieram go tyle ile chce i potrzebuje. Ale wracając do koncentratu...czy go kupie znowu? Raczej nie. Nie widziałam jakichś spektakularnych efektów po nim, więc też nie mam potrzeby ponownego zakupu. A mnogość możliwości wyboru tego typu kosmetyków wybitnie temu nie sprzyja ;-))) Ocena: 8/10 ;-) Jestem zadowolona, ale szału nie ma ;-)   


NIVEA CELLULAR Anti-age krem pod oczy - w mojej kosmetyczce to w zasadzie pierwszy krem przeciwzmarszczkowy pod oczy. Nie mam problemów ze skórą w okół oczu, a wręcz przeciwnie spokojnie mogę się nią chwalić ;-p Stosuje kremy mocno nawilżające lub ewentualnie na noc bardziej tłuste, bogatsze. Ale bez typowych składników przeciwzmarszczkowych. Ten zakup to typowy impuls. Rzut oka, promocja i mamy cię ;-))) Co do działania zmniejszającego zmarszczki to nie mogę się wypowiedzieć, bo takowych nie posiadam, więc nie było co poprawiać ;-) Wyraźnie odczuwałam nawilżenie skóry. Kwas hialuronowy sprawiał, że skóra była gładka przez cały dzień. Okolice oczu bardzo dobrze znosiły wtedy kontakt nawet z mocniejszymi, bardziej kryjącymi korektorami. A te nie ważyły się na nim co też jest niewątpliwą jego zaletą. Jestem z niego zadowolona. Chociaż, gdyby nie obniżka ceny nigdy by się na niego nie zdecydowała. Stosunek ceny do jakości trochę przesadzony, jak dla mnie. Miałam lub mam kremy o podobnym działaniu i zdecydowanie lepszej cenie. Ocena: 5/10



MARION Zabieg Laminowania - keratynowa maska w saszetkach to zdecydowanie moje odkrycie. Taka saszetka zawiera dwie porcje. Mogę powiedzieć, że w takiej małej saszetce kryje się salon fryzjerski. Prawda nie jest to efekt błyskawiczny, ale warto trochę odczekać. Cała procedura jest bardzo prosta ;-) Po umyciu głowy i wyciśnięci nadmiaru wody w ręcznik nakładamy maskę na włosy. Ja mam włosy do połowy ramienia i spokojnie jedna porcja wystarcza mi na całość. Staram się przeczesać włosy grzebieniem lub szczotką, aby ją dokładnie rozprowadzić na włosach. Teraz czepek foliowy dołączony do każdego opakowania i turban, żeby miłe ciepełko wzmocniło jej działanie ;-))) I w zasadzie na 15 minut musimy sobie znaleźć zajęcie ;-)) co kto lubi ;-))) To jest czas optymalny dla mnie. Może być krótszy, choć dłuższego nie polecam, bo może potem powodować przetłuszczanie się skóry głowy, a tego przeważnie nie chcemy. Po upływie czasu to co na włosach pozostało spłukujemy ;-)) I ja teraz mam dwie wersje: szybką i wolniejszą, bardziej dokładną. Wersja szybka to suszarka i pękata szczotka na której susze włosy. Uzyskuję objętość i jednocześnie wygładzenie. Wersja wolniejsza to dodatkowo praca prostownicą. Efekt końcowy to włosy jak z salonu ;-)))))) Często po jej użyciu słyszę od znajomych, że byłam u fryzjera, a tu niespodzianka wcale nie ;-))))) Włosy są wygładzone, mają objętość, nie są obciążone, pięknie się święcą. Wyglądają na zdrowe i zadbane ;-)))) Taki efekt utrzymuje się do dwóch dni. Ale to wynika tylko z przetłuszczającej się mojej skóry głowy i konieczności częstego mycia. W ciągu miesiąca używam 2-3 saszetek (zestawów). Nie widzę potrzeby, ani nie mam czasu robić ją częściej. Ale jestem bardzo, bardzo z niej zadowolona ;-))) Ocena: 10/10 Bardzo mocna 10 ;-))






EXCLUSIVE COSMETICS SPA dla stóp - w poprzednim denku widzieliście "skarpetki" złuszczające. Tym razem wykorzystałam wersję odżywczą. Masło Shea, Wit. E i F, olejek z drzewa herbacianego, mięta pieprzowa i proteiny kaszmiru mają sprawić, że nasze stopy będą jak i niemowlaczka ;-)))) Oczywiście przesadzam, bo takich cudów to nie ma. A jak nam ktoś to obiecuje to normalnie kłamie nam w twarz. :-(((( Widząc te składniki możemy się domyślać, że zadziałają one regenerująco, nawilżająco i antyseptycznie na nasze stopy. Faktycznie tak się stało. Muszę od razu ustalić, że nie mam stóp bardzo problematycznych. Nazwałam bym je przeciętnymi. Czasem gdy je zaniedbam dają o sobie znać i przesuszają się i bolą, zwłaszcza pięty. Ale obce mi jest zjawisko pękania skóry na piętach, bo do takiego stanu się jeszcze nie doprowadziłam i nie mam zamiaru. Skarpety tak jak i maskę trzymam 30 minut, oczywiście na stopach ;-)))) gdyby miał ktoś wątpliwości ;-))) Raczej nie da się w nich chodzić, choć ubieram na nie skarpetki bawełniane to i tak jest to kłopotliwe. Nie polecam też w nich leżeć, bo składniki są dość płynne i mogą nam gdzieś uciekać bokami ;-)))) Skóra jest fajnie nawilżona i miękka, ale ten efekt nie utrzymuje się zbyt długo. Fajne urozmaicenie pielęgnacji, ale też nic to takiego co powaliło mnie swoją skutecznością. Ocena: 5/10


Maseczki MARION, DERMIKA, BIELENDA - Tak tak, ostatnio częściej po nie sięgam. To taka mała chwila relaksu wieczornego. Książka i dobra muzyka i...coś na twarz. Zdecydowanie odkryłam, że najprzyjemniej moim zdaniem stosuje się maski żelowe i te w formie nasączonego kompresu - BIELENDA. Mam wrażenie, że są one nawet bardziej skuteczne niż te klasyczne maseczki. Natomiast działanie płatków pod oczy MARION sprawdziłam rano. Nałożone pod niewyspane, podkrążone oczy spisały się świetnie. Momentalnie odczuwalny chłód przyniósł ulgę, opuchlizna zniknęła i oczy od razu wyglądają na wypoczęte ;-))) Żelowe maski MARION to nie nowość w mojej pielęgnacji. Tym razem skusiłam się na wersję złotą ;-))) Po jednym użyciu wiadomo, że nie stanie się cud. Ale na pewno nie zaszkodziła. Raz w tygodniu lub jak kto woli częściej, warto zafundować sobie taką chwilę relaksu. Bardzo pozytywnie odebrałam ich działanie, np. po wielogodzinnym pobycie na dworze na nartach. Po powrocie twarz była rozpalona, zaczerwieniona, naczynka pobudzone, a taki właśnie żelowy kompres maska skutecznie redukował wszystkie te objawy. skóra szybko się "uspokoiła, wyciszyła" ;-))) wróciła do normy. Dlatego teraz mam zawsze jakąś w pogotowiu. Tak na wszelki wypadek i dla przyjemności ;-). Co do maseczki z DERMIKI to jakoś stopniowo odchodzę właśnie od tego typu maseczek. Mam wrażenie, że skóra się po nich bardziej przetłuszcza. Może to tylko zbieg okoliczności, nie wiem dokładnie. Jednak nie wywarła ona na mnie tak dużego wrażenia, żeby się nad nią tu dłużej rozpisywać. Zdecydowanie z tego zestawu najbardziej sobie chwalę maski z firmy MARION i BIELENDA, one zdecydowanie odpowiedziały na potrzeby mojej skóry. Ocena: 10/10 maseczki lubię, a te żelowe jeszcze bardziej ;-)))



DOMOL Odświeżacz powietrza w dyfuzorze - w zasadzie zastanawiałam się czy o nim tutaj pisać, ale znalazł się w koszyku, więc już niech będzie. Jakiś czas temu, to chyba było przed świętami dostałam bardzo ładny odświeżacz tego typu w prezencie. Buteleczka, flakon a do niej w zestawie kwiat podobny do piwonii z sznurkiem. Zapach unoszący się pomieszczeniach był bardzo ładny, delikatny, kwiatowy. Chciałam go przedłużyć, bo wlana do niego mieszanka znikała w oka mgnieniu. Będąc w Rossmanie natrafiłam na tego typu uzupełnienie do takich odświeżaczy. Wybrałam również zapach kwiatowy - białe róże, z nadzieją, że będzie ten sam efekt. Niestety, nie był. :-( Zapach okazał się nieziemsko sztuczny. W sumie czego się można było innego spodziewać zaglądając na skład. Niestety większość została zużyta na...klatce schodowej bo nie była wstanie go znieść w pomieszczeniu. Jak widać zapach zapachowi nie równy. Będę teraz szukać tego oryginalnego ;-)))) Koniec z półśrodkami. Nie będzie to łatwe, bo na flakonie nie ma oznaczeń, nazw, niczego, a opakowania kartonowego nie zachowałam ;-(. Zawsze przecież mogę też zadzwonić do Darczyńcy ;-))))) Myślę, że nie będzie prosiak i mi poda namiary na miejsce zakupu mojego egzemplarza  ;-)))) Ocena:0/10



PRÓBKI, TESTERY - Robiąc porządki, te jeszcze świąteczne, natrafiłam na torebkę z próbkami do której wrzucałam kolejne sztuki otrzymane przy zakupach drogeryjnych. Po zagłębieniu się w temacie okazało się, że większość jest kompletnie nie dla mnie i nie będę z nich korzystać. Powędrowały więc szybko w świat do rodziny lub koleżanek ;-) Po tej eliminacji pozostała już mniejsza, aczkolwiek pokaźna sterta testerów. Kolejnym kryterium selekcji była data ważności. Oczywiście rozdane próbki też sprawdziłam wcześniej ;-)))) Okazało się, że na szczęście tylko kilka już jest po dacie. A były to m.in. PAT&RUB kremy koloryzujące średnim i jasnym. Widać na nich wyraźne rozwarstwienie i nie odważyłam się nawet włożyć do nich palca. Lądują w koszu. Odzyskam tylko z nich słoiczki przydadzą się na inne mazidła ;-))) Ten sam los spotkał krem pod oczy CLINIC. Niestety próbowała go stosować ale nie przypadł mi do gustu. Oczy łzawiły mi po jego zastosowaniu. A teraz ma on nieprzyjemny, dziwny zapach, więc nie ma co ryzykować. Bye, bye! ;-)) Przyjemnie zaskoczyła mnie próbka bazy pod makijaż GOSH. Dość długo zapobiegała świeceniu się buzi, choć nie znalazłam w niej nic typowo matującego. Świetnie rozprowadzały się na niej podkład, zwłaszcza te w sztyfcie. Teraz mam inną bazę, ale ta próbka ląduje w pudełku z napisem "KUPIĆ PONOWNIE!" ;-) Tak samo stanie się z kolejnym testerem: Mydło Naturalne Borowinowe The Secret Soap Story. Dawno już nie stosowałam mydła w kostce na twarz. To mydełko bardzo dobrze oczyszcza skórę. Zauważyłam też, że w połączeniu z tonikiem Eucerin skóra o wiele mniej się przetłuszczała w ciągu dnia. Dzięki temu mogłam zrezygnować całkowicie z kremów, podkładów matujących. Po ich dłuższym stosowaniu zaczynałam mieć problemy z przesuszonymi partiami skóry.  Teraz kończę żel z Vichy, ale potem kupie sobie pełnowymiarowe mydełko ;-) Co do próbki kremu ROC to miałam mieszane uczucia co do jej używania ;-(  Nie było na niej daty ważności. Drobiazgowo przejrzałam każdy centymetr opakowania i nic. jakiś feler ??? Dlatego ostatecznie próbka wylądowała na dłoniach a nie na twarzy. Trochę potem żałowałam bo krem pięknie pachnie. W zasadzie to taki trochę kremo-żel. Bardzo ładnie się wchłonął. To krem nawilżający do ceru podrażnionej i suchej. No cóż może i bym się skusiła na jego zakup, gdyby nie totalny brak dostępności. I tutaj nasuwa mi się pytanie: jak długo ta próbka leżała w składziku ?????? :-)))) Aż boje się odpowiadać na  to pytanie. ;-))))





CLEANIC Chusteczki odświeżające - to już obowiązkowy element mojej kosmetyczki i nie tylko. Mają tak wszechstronne zastosowanie, że trudno by mi było wszystkie wymienić. Mam je przy sobie  i sprawdzają się w każdej sytuacji. ;-)))) Nie mam jakichś specjalnie ulubionych. Zależy które akurat wpadną mi do ręki lub koszyka ;-)))) Niezmiennie ocena:10/10 ;-)))




Wyjątkowo w tym denku znalazły się aż 3 produkty do makijażu.  Bazę SEPHORA miałam już wielokrotnie jako próbki. To chyba najchętniej rozdawany produkt tej marki. U mnie sprawdzała się bardzo dobrze. Ja poza przetłuszczaniem się skóry nie mam większych problemów które warunkowały by używanie takiej bazy. W zasadzie sięgałam po nią tylko wtedy gdy używałam podkładów w kremie lub sztyfcie. o wiele lepiej prezentowały się na niej niż na "gołej" skórze ;-))) Niestety wydajność nie jest zbyt duża. Gdy już się za nią zabrałam to od razu zauważyłam, że znika w zastraszającym tempie. Teraz mam inne tańsze odpowiedniki i na razie nie przewiduje do niej wrócić. Ale kto wie może kiedyś ;-)))  Paletkę BOURJOIS Les Naturels 53 mam od ... nie wiem kiedy :-(((  Ale te cienie były tak mocno napigmentowane, że mogłam naprawdę niewielką ilością zrobić cały makijaż oka. Jeszcze trochę mi ich zostało ale zrobiłam z nich nowy cień. Post o tym znajdziecie tutaj. ;-)  Wśród kosmetyków kolorowych trafiła mi się również próbka różu EVERY DAY MINERALS Summer Stroll ;-))) Piękny opalizujący brzoskwiniowy róż.  Bardzo mi się podobał. Już ostrze sobie na niego pazurki. ;-))) Pełnowymiarowe opakowanie dość dużo kosztuje więc cieszę się, że była możliwość go najpierw wypróbować.  Ten róż to taki pomieszany róż z rozświetlaczem. Ślicznie mienił się w Słońcu. A w lecie na opalonej skórze wyglądał obłędnie. Na pewno, na pewno sprawię sobie go jeszcze raz ;-))))  Ogólnie ocena 9/10 Spokojnie mogłabym kupić je jeszcze raz ;-))) Róż na 100% ;-)


Wow koniec. Nieźle się tego uzbierało. Gratuluje wytrwałości jeśli przebrnęliście przez całość i dotarliście aż tu. ;-)) Mam nadzieje, że było warto ;-))))

A Wy mieliście którąś z tych rzeczy ??? 
Sprawdziła się u Was??? 
A może używacie czegoś lepszego ????
Podzielcie się opinią ze mną i z innymi ;-)))  
Zapraszam do komentowania ;-))) 
Pozdrawiam
Miłego dnia ;-)
k.smazik ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...