wtorek, 20 stycznia 2015

Odkrycie roku 2014 cz.II - BATISTE ;-)

Cześć ;-)

     Jeśli przeglądaliście denkowe posty na moim blogu to już wiecie, że na szamponach suchych zjadłam zęby, jak mówi przysłowie ;-)  Przeszło ich kilka przez moje ręce i do tej pory nie byłam do końca zadowolona z żadnego. Do tej pory, bo od zeszłego roku już mam swój ideał.


BATISTE




     Ale za nim o nich, to dla tych co jeszcze nie wiedzą, bo np. nie musieli, krótko o tym z czym mamy do czynienia. 
Szampon suchy to tak naprawdę nie szampon, bo nie myje włosów ani naszego skalpu. Jest to preparat w spraju, który poprzez składniki które zawiera (np. talk) pochłania sebum z włosów, odświeżając je. To takie wyjście awaryjne, gdy nie mamy możliwości umyć głowy, a potrzebujemy szybkiej reanimacji naszej fryzury. Nie oszukujmy się nie mają one takiej mocy by zdziałać cuda z dwu- lub trzydniowymi, niemytymi włosami.

Ale wracając do powodu całego zamieszania czyli Batiste.




     W moje ręce wpadły aerosole bardziej przypominające lakier do włosów na pierwszy rzut oka, niż szampon. Opakowania normalne mają pojemność 200 ml, ale są jeszcze wersje mini 50 ml, których jeszcze nie miałam i raczej mi się do nich nie śpieszy. Duże wystarczyły mi na około 2-2,5 m-ca każdy. Staram się ich używać sporadycznie, bo po wcześniejszych doświadczeniach wiem, że ich nadużywanie prowadzi do  przesuszenia skóry głowy. Do wyboru mamy 4 wersje kolorystyczne, 10 wersji klasycznych o różnych zapachach i składach  oraz parę wersji mini.




     Ja skończyłam wersję Cherry i Tropical już jakiś czas temu i zawierały one talk. Więc jeśli przesadziłam z ilością i niedokładnie wyczesałam je, to mogłam uchodzić za córkę młynarza lub przedwcześnie siwiejąca dziewuchę. Obecnie mam do użytku wersję barwioną przeznaczoną dla brunetek, ale jest to wersja jaśniejsza. Jak widzicie na zdjęciu różnica jest kolosalna. Przy myciu głowy wygląda to trochę jakbym zmywała farbę, bo piana i woda też są zabarwiona na brązowo.




     Na opakowaniu możemy znaleźć informację w języku angielskim i naklejkę z polskim tłumaczeniem dla klienta.Więc wszystkie ważne informacje są jasne i czytelne. Użytkowanie tego kosmetyku jest bardzo proste. Jak głoszą napisy: po wstrząśnięciu puszki, rozpylamy preparat w miejscach które tego wymagają, pozostawiamy na 30 sekund, wmasowujemy palcami, a potem najlepiej szczotką wyczesujemy. Możemy już ułożyć naszą fryzurę jak zwykle. 
Fakt, jest to szczególnie wygodne w podróży, ale i w domu może się sprawdzić pomiędzy kolejnymi myciami. 






     Efekt końcowy to odświeżone, ożywione włosy. Niektóre z nich również widocznie odbijają włosy od nasady dodając fryzurze objętości. 
Myślę, że w najbliższym czasie nie będę już eksperymentować z tymi produktami. Jestem bardzo zadowolona z tego, zwłaszcza z tej wersji kolorystycznej, bo nie matowi aż tak włosów jak dwa pozostałe. Muszę jedynie pamiętać o umiarze. przy aplikacji najlepiej omijać skórę głowy, bo mogę ją przesuszyć. Trzymając się tych zasad wszystko będzie świetnie funkcjonować. Ten rok też będzie należał do tych szamponów suchych.

Jeśli macie jakieś doświadczenia z suchymi szamponami, napiszcie jak to u Was jest ;-)

Pozdrawiam
k.smazik ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najsłynniejsza szczotka do włosów - Tangle Teezer

Hej  !!!!     Dzisiejszym tematem rozważań....eee może nie tak poważnie ;-) Dzisiaj wezmę na tapetę hit wszech czasów (sądząc po il...